Mapy turystyczne w aplikacji

W pojedynkę na Green Velo - wywiad

W pojedynkę przejechała 859 km Szlakiem Green Velo, na co dzień nie jeździ na rowerze, a pomysł na wschodni szlak rowerowy pojawił się spontanicznie. Trzy dni przed wyjazdem kupiła rower, a sakwy pożyczyła od znajomego. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Moniką Rzońcą, dla której „najważniejsze jest pozytywne nastawienie i wiara, że nie ma rzeczy niemożliwych!” 

 green-velo-monika-rzonca-5.jpg

859 km na w dwa tygodnie – czy na co dzień również jeździ Pani na rowerze czy był to pomysł spontaniczny i rzucenie się na głęboką wodę? 

green-velo-monika-rzonca-6.jpgNiestety, nie jeżdżę na co dzień rowerem. Wyjazd był bardzo spontaniczny, od pomysłu do zakręcenia pedałami na szlaku minęło raptem kilka dni! Ruszając Green Velo, nie miałam nawet założeń, ile kilometrów dziennie dam radę przejechać, gdyż nie miałam żadnego punktu odniesienia co do mojej kondycji i możliwości. Ale nie miało to dla mnie większego znaczenia, miałam plan jechać przed siebie, cieszyć się samą jazdą i widokami po drodze. Ilość przejechanych kilometrów była nieistotna. W moich podróżach preferuję przede wszystkim radość z bycia w danym miejscu, a nie wykonanie założonego wcześniej planu. Najdłuższy dystans jaki przejechałam w ciągu jednego dnia to 100,2 km, a najkrótszy 49 km. To dowodzi też, że szlak Green Velo jest dla każdego – dla doświadczonych rowerzystów i dla takich amatorów, jak ja.

 

Mieszka Pani w Bydgoszczy, a start był na południowym wschodzie Polski – z czego wynikał taki rozkład trasy? 

Nie mam doświadczenia w wyprawach rowerowych, ale ten pomysł, aby jechać wschodnim szlakiem Polski spodobał mi się już wcześniej, kiedy pierwszy raz dowiedziałam się, że taki istnieje. Gdy okazało się, że mam trochę wolnych dni do wykorzystania, przypomniałam sobie o nim. Chciałam jechać konkretnie szlakiem Green Velo ze względu na ciągłość, jednolite oznaczenie i infrastrukturę przy szlaku. To mnie właśnie przekonało. Poza tym położenie szlaku bardzo mnie pociągało. Stwierdziłam, że nie znam za bardzo tych terenów Polski i były one dla mnie wielkim odkryciem.

 

Jak wyglądały noclegi? Pod dachem czy pod namiotem? 

Wszystkie noclegi były pod dachem. Nawet nie brałam ze sobą namiotu na wyjazd, bo z góry tak założyłam. Na nowo odkryłam Schroniska Młodzieżowe i w nich najbardziej lubiłam spać, choć zdarzało się, że byłam jedyną turystką w takim obiekcie :) Korzystałam też z kwater prywatnych. Nigdy nie wiedziałam, gdzie danego dnia dojadę i gdzie będę spać. Miałam ze sobą mapę i w okolicach godziny 14.00-15.00 zerkałam i patrzyłam, jakie miejscowości są przede mną, jakie możliwości noclegu. Często właśnie w tych sytuacjach pomagał mi mój mąż, który został w domu ze względu na brak urlopu. Ja dzwoniłam do niego, mówiłam gdzie jestem i jaki dystans chciałabym jeszcze danego dnia zrobić, a on brał telefon i obdzwaniał wszelkie możliwości noclegu i umawiał mnie albo rezerwował. To było dla mnie bardzo pomocne, bo ten czas mogłam wykorzystać na kolejne kręcenie kilometrów. Jazdę kończyłam w okolicach 16.00-17.00 żeby spokojnie odpocząć, coś zjeść, zrobić pranie i zobaczyć jeszcze ciekawostki w danym miejscu.

 

green-velo-monika-rzonca-1.jpgKtóry odcinek z trasy zapamiętała Pani najmilej? Okoliczności przyrody, sytuacje? 

Każdy dzień był szczególny i każdy niósł ze sobą coś pozytywnego. Nie potrafię wskazać jednego odcinka. Po drodze bardzo dużo się działo, miałam okazję nauczyć się doić kozę, karmić z butelki maleńkie sarenki, smakować regionalne potrawy, poznawać okolicznych artystów, jak np. białoruskiego poetę i podpatrywać życie mieszkańców maleńkich wsi czy mijanych miast. 1 sierpnia, z tłumem ludzi, odśpiewałam hymn Polski w Chełmie, a w Grabarce wysłuchałam opowieści o Żołnierzach Wyklętych. Na ławeczce pod sklepem ucinałam sobie pogawędki z miejscowymi albo milczałam popijając świeży kompot ze staruszką pod domem. Miałam też szczęście do pogody i przez cały czas towarzyszyło mi piękne słońce. Wszystkie dni składają się na całość, którą bardzo miło wspominam. 

 

Na zdjęciach widać, że dużo czasu spędzała Pani z miejscowymi, reakcje były pozytywne? 

Reakcje były bardzo pozytywne, choć najczęściej zadawane pytanie brzmiało "czy nie boję się jechać sama?" Moje wcześniejsze doświadczenia podróżnicze z plecakiem przez Azję czy Afrykę uświadomiły mi, że bardzo lubię ludzi. Nie trzeba wielkich słów, czasem nawet żadnych, żeby złapać dobry kontakt z miejscowymi. Często wystarczy uśmiech i pozytywne nastawienie. Jestem bardzo ciekawa ludzi i te momenty na trasie, kiedy miałam okazję pobyć czy porozmawiać z mijanymi osobami były dla mnie najciekawsze i najbardziej wartościowe. Jechałam przez 2 tygodnie sama, ale nawet przez moment nie czułam się samotna. Nie miałam ani jednej przykrej sytuacji, wszędzie spotykałam się z życzliwością i wielką sympatią mijanych ludzi.  

green-velo-monika-rzonca-2.jpg

 green-velo-monika-rzonca-3.jpg

 Czy po drodze zdarzyło się coś, co zmroziło Pani krew w żyłach? Były momenty zwątpienia? 

Były czasem takie dni, kiedy przez pół dnia jechałam sama, przez lasy czy pola, z dala od zabudowań, długo nie było oznaczenia szlaku i chwile zwątpienia przychodziły: czy się nie zgubiłam, czy dobrze jadę. Jak się jedzie samemu, te odczucia się potęgują. Czasem jakiś zwierz zaszeleścił obok, czasem niespodziewanie bociany wzbijały się nad głową. Ale to były tylko momenty. Kiedyś jechałam właśnie przez las i na drodze z daleka zobaczyłam ogromnego jelenia. Ja się zbliżałam, a on stał i patrzył. Myślałam, że ucieknie, wypłoszy się, ale on stał. Dystans się skracał, więc zwolniłam, później już zeszłam z roweru, byłam dość blisko więc stanęłam i też patrzyłam. To chwilę trwało, staliśmy tak jakiś czas w bezruchu, a ja nie wiedziałam jak się zachować. Po jakimś czasie jeleń powolutku i dostojnie poszedł w las robiąc mi miejsce na drodze, a ja pojechałam dalej, co jakiś czas oglądając się za siebie. To mi uświadomiło, jak mało wiem o tym, jak należy się zachować przy spotkaniu z dzikimi zwierzętami w polskich lasach. Jedyną rzeczą, jaką niemiło wspominam były wiejskie psiaki, które próbowały dorwać moje łydki. Potrafiły przez długie dystanse mnie gonić i przyprawiały o szybsze bicie serca, kiedy ratowałam się ucieczką przed nimi. 

 

Są już plany rowerowe na ten rok? 

Nie mam jeszcze żadnych planów rowerowych na ten rok, po części dlatego, że nie lubię za bardzo planować. Jeśli chodzi o wyjazdy, to często robimy coś z mężem spontanicznie. Ale ta wyprawa sprawiła, że polubiłam wycieczki rowerowe i teraz razem odkrywamy okolice naszego miejsca zamieszkania, robiąc całkiem spore dzienne dystanse. Bardzo mi się spodobał taki rodzaj spędzania wolnego czasu.

 

Na koniec jeszcze pytanie o sprzęt, sprawdził się na trasie? Może jakieś porady dla osób, które wybierają się w dłuższą rowerową podróż? 

Jeszcze kilka dni przed wyjazdem nie miałam absolutnie nic, co jest potrzebne na taką wyprawę. Sakwy rowerowe pożyczyłam od znajomego, rower KROSS, na którym jechałam był używany i zakupiłam go trzy dni przed wyjazdem na szlak Green Velo. Dałam go do serwisu na kompletny przegląd i mogę stwierdzić, że sprawdził się super. Miałam ze sobą zapasową dętkę i inne narzędzia potrzebne przy nagłej awarii. Największej otuchy dodawała mi "łatka" w sprayu, na wypadek gdyby opona została przebita. Na szczęście nic się nie stało, nie miałam po drodze żadnej usterki. Tak jak wcześniej mówiłam, wyjazd był bardzo spontaniczny, ale to nie oznacza, że niemożliwy – nawet jeśli jeszcze na kilka dni przed nie ma się roweru czy sakw! Mogę doradzić wszystkim, że sprzęt wysokiej klasy, czy markowa odzież sportowa nie są najważniejsze. Ich brak nie powinien nam odbierać marzeń i chęci poznawania świata. Najważniejsze jest pozytywne nastawienie i wiara, że nie ma dla nas rzeczy niemożliwych! 

 

rozmawiała Natalia Szymonowska

 

Opublikowano 2 marca 2018 przez traseo