punkt A1 - łatwe. Brzeg jeziora za zabudowaniami. Na rozgrzewkę jak znalazł. Nie zabrakło lekkiego falstartu (jadę zadumany z innymi rowerzystami i zapominamy skręcić w oczywistą drogę do punktu.... na szczęście po jakichś 200m orientuję się co i jak i zawracam)
Punkt A2 - średnio trudne, cypelek na jeziorze. Spore błoto i trochę chaszczy. Zaliczony pierwszy ciężki podjazd. W lesie zero śladów rowerów - znak że jadę pierwszy od tej strony pętli. Większość bikerów wybrała wariant z łatwymi punktami w otwartym terenie zbieranymi jako pierwsze. W sumie mi to pasuje - w rajdach, w których podpinałem się pod kogoś nie szło mi najlepiej
Punkt A3 - latwy. Dziadowska "droga Jakuba" oznaczona na mapie jako szlak okazuje się zdemolowanym, wysypanym gruzem budowlanym duktem, który kończy się bez żadnego ostrzeżenia w lesie :). Zly wariant - przynajmniej 10min w plecy
Punkt A4 - latwy. Męcząca i nudna droga dojazdowa góra / dół. Część drogi zdemolowane po ostatnich opadach. Obraz, który pozostanie w pamięci to betonowa droga do nieba za Głusinem (jedyne co mam w głowie, to "nie stawać, kręcić")
Sam punkt nie dokładnie tam gdzie być powinien, ale skoro zaliczony nie ma co marudzić
Punkt A5 - park miniatur. Na dojeździe dziękuję Bogu, że jadę w tym kierunku a nie przeciwnym :)
Punkt A6 - krzyż na górze. Niezła wspinaczka na koniec pierwszej pętli - teraz już tylko sprincik do bazy i odpoczynek
Meta pętli A. Czas 1:56. Zmiana ciuchów na suche, szybkie jedzenie i 17:15 ruszam na pętlę B. Chyba będzie lało :(
Punkt B6 - diabelski kamien. Dlugi dojazd pod górkę. Wybieram dziadowski wariant - droga między Starą Hutą a Nową Hutą praktycznie nie istnieje (wygląda jak szlaki w Karkonoszach - same kamienie). Zaczyna padać na dobre, a ja w cienkiej koszulce bez kurtki :(
Punkt B5..... no..... 40 minut w plecy - trochę brakło skupienia i pojeździłem sobie po okolicy w ulewie (ślad GPS wygląda w tym miejscu jak trajektoria muchy wabionej światłem żarówki) . Jestem tak mokry, że nawet zaliczenie kałuży nie zmienia niczego :) Koniec końców zaliczony rezerwat żurawi, jakieś bagienko, schrony partyzantów z czasów II wojny, okoliczna leśniczówka i na samym końcu punkt. Ogarniam się trochę i ruszam dalej. Na punkcie spotykam chłopaków, którzy mieli do mnie 20min straty po 1 pętli... ładnie - tyle mniej więcej przebimbałem zwiedzając okolicę
Punkt B4 - w sumie łatwy, ale straszna ulewa, na drodze miedzy B5 a B4 zaliczony fikołek przez kierownicę i kilka ukrytych w liściach dziur / kamlotów. Zamiast czerwonego szlaku wybieram ścieżkę wzdłuż jeziora ... kolejny zły wybór tego dnia - jest krócej ale wlekę się jak żółw .....
Droga do B3 to zupełna masakra. Najpierw w górę dolinką rzeki (zaliczam dzwona w miejscu, gdzie droga przecina rzekę), potem czołganie po śliskiej trawie i grząskiej drodze pełnej naniesionego przez wodę wciągającego piachu. Na pierwszej napotkanej pożarówce uciekam w bok i dobijam w wypatrzone miejsce asfaltem. Niby jakieś 2km więcej, ale czasowo chyba na plus
Punkt 3 dosyć łatwy - niby w ciemnym lesie, ale dzięki granicy rezerwatu dość łatwo namierzyć lokalizację. Spotykam kilku rowerzystów jadących w przeciwnym kierunku... powodzenia w ciemnym lesie koledzy :)
Kryzysik pokonany - chyba jednak dam radę przejechać całość :)
B2 ..... nie tak jak planowałem, ale po namierzeniu czarnego szlaku poszło łatwo. Mega kałuże... teraz B1 i koniec. Decyzja jest prosta - od tej pory jak najmniej terenu - jazda głównymi drogami, szukamy asfaltu i aby do bazy
B1 - mega błotko, do tego robi się ciemno... Wybieram podejście od Palestyny. Wcześniej zaliczony wariacki zjazd asfaltem w deszczu 50 km/h (pozdrawiam kilku kolegów, którzy dzielnie wspinają się pod górkę). Na punkt docieram bez większych emocji (50% piechotą - błoto sięga już piast, ale o tej porze i w takim stanie nie bardzo mnie to już wzrusza). Powrót do cywilizacji przez podmokłe pastwiska (łąką jedzie się lepiej niż drogą) i na koniec przeprawa przez czyjeś podwórko... teraz już tylko sprincik do mety gdzie czekają ciepłe suche ubranka :)
Meta :) dojeżdżam przed 21-ą.... w sumie jakieś 5h:40m. Zupełnie mokry, w błocie do kolan, rower w opłakanym stanie, ale ogólnie zadowolony :) Zły nastrój na punkcie B5 okazał się chwilowy. Karta cała mokra, ale stanie pozwalającym na odczyt. Wędruje do sekretariatu, szybkie przebieranko, rower w koc i do bagażnika i ruszam do domku. Leje niemiłosiernie - wymarzona pogoda na rowerowanie ;)
Skomentuj