Dzień 44 (27.06)
Dojechałem do końca drogi ⁰17 w Jektvika. W porcie sznurek kamperow. Czekający prom z otwartą klapą, umożliwia wjazd na pokład. Jednak nikt nie wjeżdża, więc czekam wraz z innymi. Nagle klapa się zamyka a prom odpływa. Po 15 min przypływa kolejna jednostka. Pojazdy ruszają na jego pokład. Dobrze, że spytałem dokąd on płynie, gdyż znalazłbym się 70km na północ. Ja kieruję się na południe. Nie jest to zjawisko normalne, ale dziś jakiś prom nie działa i wytyczyli objazd a raczej opływ ????. A że wszyscy w porcie chcą zobaczyć to co ja już widziałem, wjechali na prom. Także tamten pusty był przeznaczony dla mnie. Za gapiostwo płaci się 4 godziny w porcie. Nadal lato, także relaksing w pełnym słońcu. Wreszcie znalazłem się na promie. Błagałem tylko by to był dobry prom, gdyż w 100% nie byłem pewny czy zrozumiałem dziewczynę z portu, próbującą ogarnąć dzisiejsze zamieszanie. Jak już wspomniałem we wcześniejszym wpisie, wypłynąłem z Arktyki. Po 15 minutach rejsu, niepokoić zaczęło mnie to, że dziób promu skierowany był do innego portu. Portu na półwyspie, gdzie nie ma dróg. Stoi parę domów, odgrodzonych od świata wysokimi górami oraz morzem. Z tego co kojarzę, ze mną wjeżdżały auta- coś tu nie gra. Dopiero jak ludzie usłyszeli zmniejszające się obroty silników, oraz wyraźne spowolnienie jednostki, zaczęli panikować. To dobry znak, pomyślałem. Nie tylko ja jestem zdezorientowany. Członek załogi zaczął tłumaczyć ludziom, że podpłynęliśmy po jedną osobę do portu znajdującego się w pobliżu. A za 10 minut, będziemy w docelowym porcie. Ulga, zaraz będę mógł jechać dalej. Ależ tu się zmienia pogoda. Wystarczy przepłynąć 22km i z pięknego, słonecznego popołudnia, znaleźć się w mrocznym i wietrznym świecie. Nadal było ciepło, lecz niski pułap chmur oraz wysokie góry, przysłanały słońce. Poza wiatrem niczego nie było słychać. Przez ostatnie cztery i pół godziny byłem w gwarnym porcie, co o dziwo nie przeszkadzało mi. A tu nagle brak żywego ducha. Jedynie stojące domy, oraz świecące lampy na wzór lamp naftowych, uświadomiły mi, że ktoś tu żyje. Tylko późna godzina oraz przytłaczająca pogoda, sprawia że nie ma ich przed domem. Chciałem dojechać jak najbliżej miejscowości Nesna i w jej pobliżu rozbić obóz. Z jego portu mam kolejną przeprawę. I dalej R⁰17 do miasta, ktore na mapie zaznaczone jest pogrubioną czcionką- Sandnessjøen. Udało mi się zbliżyć do jego granic na 20 km.