Widokowa ale i wymagająca wycieczka, czyli coś dla oczu i ciała. Od Sulisławic, aż po Sandomierz przemierzaliśmy pagórkowatą krainę z reguły mało uczęszczanymi, asfaltowymi drogami. Szczególnie malowniczy był fragment spod Sanktuarium do Klimontowa. Nitka szosy wiła się tam pomiędzy sąsiadującymi z nią pagórami w bliskiej odległości koryta Koprzywianki. To jedna z naszych ulubionych tras wycieczkowych. Można ją pokonywać wielokrotnie, a i tak nie powinna się znudzić. W Szymanowicach dodatkową atrakcję stanowi miejscowy zbiornik wodny, nad którym można zażyć chwilowego odpoczynku. Za Klimontowem krajobraz był dalej pofalowany, chociaż zupełnie pozbawiony kompleksów leśnych. Niewątpliwie był to najtrudniejszy odcinek trasy z częstymi, naprzemiennie występującymi zjazdami i podjazdami, praktycznie po same granice Sandomierza. Po prostu swoisty interwał mięśniowy. Zresztą trasę tę traktowałem nieraz, jako rozgrzewkę przed poważniejszymi dystansami, bądź wyjazdem na teren Pogórzy, czy Roztocza. Końcowy odcinek od Sandomierza nie wymaga komentarza w końcu pokonywaliśmy go wielokrotnie. Powiem tylko w skrócie - było płasko i monotonnie, głównie ścieżką rowerową wzdłuż ruchliwej szosy.
Skomentuj