to miało być sympatyczne zakończenie sezonu górskiego. Zaczęło się cudownie. Niebieski szlak rowerowy prowadził umiarkowanym podjazdem w świat magi kolorów i zapachów. po paru kilometrach bajka się skończyła. Leśni ludzie rozjeździli drogę ciężkim sprzętem pozostawiając po sobie kupę błota. prawdziwy dramat zaczął się po zmianie szlaków. czyli tzw akcji szczytowej. niebieski rowerowy poszedł w siną dal z wielkim bajorem pełnym błota a ja przeszedłem na niebieski pieszy, który powinien się pokrywać z czerwonym karpackim rowerowym. Srednie nachylenie do szczytu to 15% ale na odcinku ok 600 m nachylenie przekraczało 25 %..Do tego należy dodać luźne kamienie i mokre korzenie - dramat moje opony nie dały rady latałem z siodła co 2 - 3 m. trzeba było pchać. na całym odcinku to 270 m w pionie. A o ściętych drzewach to już nie wspominam bo to były ćwiczenia w rwaniu i rzucie rowerem przez kłodę. Na szczycie trochę ludzi kiełbaska z ogniska i jazda na dół w kierunku przełęczy Klekociny. Pierwsze siodło pomiędzy Czerniawą a Jałowcem pokazało, że nie będzie to prosty temat. i rzeczywiście po osiągnięciu Czerniawy ścieżka na Klekociny okazała się totalnie nieprzejezdna co zresztą potwierdzili przechodzący turyści. uciekłem zielonym do Koszarawy. Reasumując widok z Jałowca wart tej mordęgi ale następnym razem pojadę czerwonym z Makowa lub z przełęczy Przysłop Hotel Raj /tam jest wieża widokowa/ dojazd pociągiem do Makowa pozwala wrócić do Suchej a tam jest praktycznie cały czas w dół.
Skomentuj