Drugi dzień świąt spędzamy również na górskim szlaku. Nie chce nam się daleko jechać, więc wybieramy Beskid Wyspowy i niewielkie szczyty Kamionną i Pasierbiecką Górę. Wędrówkę rozpoczynamy w małej miejscowości Żegocina.
Startujemy spod kościelnego parkingu, na którym ciężko przed godziną 9 znaleźć wolne miejsce, bo tyle ludzie. Ruszamy za szlakiem koloru żółtego. Mijamy kościół św. Mikołaja Biskupa i kierujemy się wzdłuż drogi głównej Limanowa – Bochnia. Podchodzimy do tablicy informacyjnej i do prowizorycznych tabliczek, które znajdują się nieopodal.
Na Kamionną (802 m n.p.m.) nie jest daleko i prowadzi tam przyjemna ścieżka. Początkowo idziemy około 500 metrów po betonie. Później skręcamy w prawo, koło ogrodzenia. Kierujemy się teraz jakiś czas dość ostro pod górkę. W połowie tej drogi odchodzi czerwona ścieżka prowadząca do źródełka św. Franciszka.
Opuszczamy wreszcie ten asfaltowy odcinek i zostawiamy w tyle ostatnie domostwa. Zaczynają nam się pojawiać konkretne widoki. Za nami widzimy masyw Łopuszy, a w oddali dostrzegamy mniejsze wzniesienia Pogórza Wiśnickiego i większe miasta Bochnię i Brzesko.
Opuszczamy widokowe miejsca i wchodzimy do bukowego lasu. Uchodzimy kawałek i przecinamy ścieżkę rowerową. Siadamy chwilę na śniadanie. W tym czasie przejeżdża obok nas gościu jakimś motorem i wszystko śmierdzi spalinami. Feeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee. Teraz już cały czas podchodzimy pod Kamionną (802 m n.p.m.). Co jakiś czas widzimy przekaźnik na szczycie.
Jesteśmy już prawie na szczycie. Z Przełęczy Widomej dociera tutaj szlak niebieski. Odbijamy razem z nim i z kolorem żółtym w prawo. Przechodzimy przez błoto, ostro skręcamy w lewo i po kilkuset metrach stajemy pod górną stacją wyciągu narciarskiego. Pierwsze co zauważamy to śnieg :). Od razu uśmiech pojawia się na twarzy, bo tegoroczna zima nie rozpieszcza. Tutaj powinno tętnić życie, powinny być tłumy ludzi, a tak to wszystko stoi.
Siadamy tutaj na chwilę i podziwiamy widoki. Kilka osób dociera za nami. Jakby nie chmury to zobaczylibyśmy Tatry. Pozostają nam tylko beskidzkie i pogórzańskie widoki.
Dalej ruszamy na Kamionną (802 m n.p.m.) do najwyższego punktu. Za kolejką skręcamy w prawo i po 10 minutach jesteśmy na szczycie. Wiele zmieniło się tutaj od ostatniej wizyty. Pojawiły się 2 oznaczenia – drewniana tabliczka i kartka z nazwą szczytu.
Decydujemy się jeszcze zaatakować Pasierbiecką Górę (764 m n.p.m.), która jest w pobliżu. Schodzimy ze szczytu na obszerną polankę. Zauważamy kolejną tabliczkę, która nie wiemy czemu znajduje się akurat tutaj, a nie w najwyższym punkcie. Za nią widzimy syf, syf i syf. Trzecią tabliczkę można było zamontować, a śmieci nie posprząta nikt.
Dalej rozpoczyna się Rezerwat Kamionna, który nie jest zbyt duży. Co jakiś czas widzimy po lewej stronie jakieś zabudowania. Teren w większości prowadzi po prostym. Uchodzimy kawałek i pojawia nam się kolejny znak. To już są jakieś jaja. Ten znak stoi około 500 metrów od właściwego szczytu. Nie wiemy po co ktoś zamontował go akurat tutaj.
Szlak żółty skręca w lewo w stronę miejscowości Pasierbiec, a my idziemy prosto za kolorem niebieskim. Po kilkunastu minutach stajemy na szczycie Pasierbieckiej Góry (764 m n.p.m.). Widzimy tutaj stos kamieni i kartkę z nazwą szczytu.
Siadamy na kilka chwil, żeby nacieszyć się obecnością na górskim szlaku. Później wracamy tym samym szlakiem, aż do górnej stacji kolejki. Tam kontynuujemy podróż tylko szlakiem niebieskim. Planujemy w połowie odbić w lewo i zejść przez łąki do centrum Żegociny.
Mijamy tor narciarski i wchodzimy na drogę asfaltową. Tutaj spotykamy wielu turystów i biegaczy. Okazuje się, że można wyjechać samochodem, aż do samej góry. Schodzimy spokojnie asfaltem na dół. Znajdujemy się przy przekaźniku i tam mamy gdzieś skręcić. Zanim jeszcze odchodzimy na dół to oglądamy widoki.
Wreszcie odbijamy gdzieś w lewo. Miała tu być droga, a są tylko krzaki, przez które musimy się przedrzeć. Walczymy jak tylko możemy. Mapa w ogóle się nie zgadza z tym co widzimy. Dochodzimy do drogi szutrowej i przecinamy ją lecąc cały czas w dół. Gdzieś wyjdziemy na pewno. Mijamy strumień i słyszymy jakieś samochody. Idziemy dobrze. Wreszcie stajemy przed domem i drogą dojazdową schodzimy do głównej. Wyszliśmy nie tutaj gdzie chcieliśmy, jednak lepsze to, niż gubienie się po lesie. Wchodzimy na chodnik i spokojnie maszerujemy do samochodu. Po drodze zatrzymujemy się chwilę przez pomnikiem ofiar II wojny światowej.
Po godzinie 15 jesteśmy na parkingu. Spalamy kolejne niepotrzebne kalorie, chociaż nie było ich tak dużo, bo jedliśmy mało :). Angelika więcej… Serdecznie zachęcamy do odwiedzin naszych stron na Facebooku, Twitterze i Google+ i na www.mynaszlaku.pl.
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj