Na ten szczyt miałem już ochotę od dawna. W końcu pojawiły się korzystne prognozy i chętni na wspinanie.
Z Wyżnich Hagów wystartowaliśmy o 4. Ścieżka ładnie wydeptana zgodnie ze szlakiem, jednak w pewnym momencie nie zauważyliśmy rozwidlenia i zamiast skierowania się w stronę Batyżowieckiego Plesa, udaliśmy się w kierunku Doliny Stwolskiej. Przez ten błąd straciliśmy trochę czasu i musieliśmy trawersować południowy grzbiet Kończystej. Przy stawie zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na posiłek oraz ubraliśmy uprzęże i przygotowaliśmy lonże do asekuracji na próbie.
Po przejściu w głąb Doliny Batyżowieckiej, czekał przed nami najtrudniejszy odcinek wycieczki jakim był Batyżowiecki Żleb. Tam w ruch wchodzi ciężki sprzęt. Oprócz raków i kasku w ręce bierzemy dwa czekany. Z jednym da się wejść, ale zdecydowanie wygodniej i bezpieczniej jest z dwoma. Początek żlebu do próby najcięższy. Stromizna wymaga użycia dziobów czekanów. Po jakimś czasie docieramy do najciekawszego miejsca, czyli Batyżowieckiej Próby. Miejscami pionowej ściany ubezpieczonej klamrami. Tam stosujemy lonże w razie nieprzewidzianych przygód. Mimo, że klamer jest sporo to nie są one na tyle blisko, żeby swobodnie po nich wchodzić. Czasem raki trzeba oprzeć o skałę, a czasem w lód. Po przejściu żleb łagodnieje i dwa czekany wygodniej używać jako lasek. Podejście jest ciężkie, gdyż jest długi i nie ma chwili wypłaszczenia, ale w końcu pojawia się upragniony szczyt, a na nim każdemu znany krzyż z niebieskim kamieniem. Obowiązkowe fotki z symbolem Gerlach, kilka panoram i wiatr skutecznie przegania nas ze szczytu.
Zejście tą samą drogą. Do próby bez problemu przodem podpierając się czekanem. Na próbie obowiązkowa asekuracja z lonży, końcówka żleby w większości przodem do stoku ze względu na stromiznę. W końcowej fazie obowiązkowy dupozjazd w miejscu gdzie już nie było skał.Potem w stronę stawu również udało się przyspieszyć zejście dzięki dupozjazdom. Przy stawie weszliśmy w chmury i przez to trochę wolniej szliśmy, żeby dobrze zejść do szlaku. Gdy już zobaczyliśmy wydeptaną ścieżkę, pozostało dojść do samochodu.
Krótkie szczytowanie wyzwoliło u mnie chęć ponownego szybkiego wejścia na dach Tatr.
Skomentuj