Dworzec kolejowy w Zielonce w nowej odsłonie. oddany do użytku wiosną 20017r.
Tu jako dziecko ukrywałem się przed mamą w dziupli starego dębu. Niestety dziś już go niema. W latach '60 wycięto kilkadziesiąt starych dębów - zostało ich już bardzo niewiele, ale teraz są chronione.
Rzeka Długa - bardzo spaskudzona przez regulację. Kiedyś była to bardzo piękna rzeka.
Kapliczka na terenie Osiedla Wolności
Zbieg ulic Wesołej i Prostej. "Brama" do lasu.
Kolonia grzybów niestety niejadalnych
Droga wybudowana w latach '60. Prowadziła do największej cegielni w Europie. Przed II Wojną Światową zakład prywatny. Po wojnie Mazowieckie Zakłady Budowlane. Po roku 1989 Wienerberger Ceramika Budowlana Sp. z o.o.
Na mapie pokazywane jest jeszcze jeziorko, ale to już historia. Jak widać bardzo zarasta.
Pola konwalii - szkoda, że nie kwitną. Kwitły, kwitły, ale wiosną.
Niespodzianka - budowa obwodnicy warszawskiej. Bardzo przykry widok - tym bardziej, że są to tereny mojego dzieciństwa.
Obwodnica w budowie. Kawał lasu poszło na papier toaletowy.
Po pokonaniu trasy w budowie, wchodzimy do lasu - ca za ulga.
Sitowie rosnące na ścieżce - teren podmokły do niedawna bagienny, ale poziom wód w tych okolicach bardzo się obniżył. Nastąpiło to po wybudowaniu Elektrociepłowni Kawenczyn w latach '70.
Jak ten piękny grzybek się nazywa? Nie wiem. Jako dzieci nazywaliśmy te grzyby purchawkami, czasem truflami.
Charakteryzują się tym, że gdy dojrzeją to po naciśnięciu wybuchają chmurami zarodników.
Trasa, którą się poruszamy czasem zbiega się z czerwonym szlakiem, trasą rowerową i zielonym szlakiem. Ale my jak koty idziemy własną drogą.
Czerwonka. Tak mieszkańcy Zielonki nazywali tę drogę. Została wybudowana w czasie II Wojny. Budowali ją jeńcy wojenni dla Niemców. Droga prowadziła do jednego z bunkrów w tej okolicy usytuowanych. Dziś nie dojdziemy do niego, może następnym razem. Drogę nazwano tak ponieważ nawierzchnia była wykonana z odpadów ceglanych z cegielni, o której było wcześniej.
Dochodzimy do tak zwanej pierwszej betonówki, też wybudowanej dla Niemców. Betonówką jeździł ciężki, gąsiennicowy sprzęt wojskowy. To był na szczęście, krótki okres kiedy po podwarszawskich lasach gnieździły się tygrysy i pantery.
Dochodzimy do rezerwatu Horowe Bagno. Piękny dziki teren szkoda, że obwodnica (w budowie) tuż, tuż.
Horowe Bagno - i tu jeziorka zarastają niemiłosiernie, a to wszystko przez Elektrociepłownię Kawenczyn. Dlaczego elektrociepłownia spowodowała obniżenie wód w okolicy? Nie, nie pobierają wody do instalacji ciepłowniczych. Po prostu odpompowują wody gruntowe po to, żeby wielki komin (olbrzymi) nie zrobił fik. Odpompowanie wód zapewnia mu stabilną podstawę.
Teren bardzo zarośnięty wszelką roślinnością. Nie będę ukrywał jest tu mnóstwo, co oczywiste komarów. Ale widok rekompensuje wszelkie inne niedogodności. Brzeg jeziorka jest mało dostępny. Dobrze jest mieć na nogach dobre nieprzemakające japonki. Oczywiście długie nogawki i rękawki bardzo się przydadzą.
Nie wiem, jak te mchy się nazywają, ale bardzo mi przypadły do gustu :)
Taaaki kozak! Przysięgam, że zostawiłem go w nienaruszonym stanie.
To chyba jakiś maślak, albo podgrzybek. Jak na maślaka to chyba zbyt suchy.
Te roślinki też mi się spodobały.
Wracamy na pierwszą (dalej w kierunku Marek jest druga) betonówkę. Kierujemy się nad Czarniak, a jak ktoś woli Czarny Staw. Oficjalna nazwa jezioro Kruczek lub Czarne - różne źródła podają zamiennie te nazwy.
Skutek ostatnich nawałnic
Leśna ścieżka prowadząca do Czarniaka
Tu brzegi też bardzo zarastają, a Czarniak staje się coraz bardziej niedostępny. Kiedyś, oczywiście dziecięciem będąc całymi dniami moczyłem się w nim, a później wygrzewałem na słońcu, na piaszczystych wydmach, które też zarastają.
I jeszcze jeden rzut oka na czarne wody.
Rośnie coś takiego na brzegu jeziora Czarnego
Z żalem żegnam się z Czarniakiem. Jezioro Czarne, Czarny staw, Czarniak - bo woda w nim tak jak przednia kawa prosto z ekspresu i to bardzo mocna. W latach '60 istniały plany, że powstanie tu sanatorium dla reumatyków bowiem kawowa konsystencja i zabarwienie wód to czysta borowina.
Zarastający brzeg Czarniaka.
Drzewo (dąb) spod, którego wiatry okrutne wydmuchały piasek. Dąb stoi, ale jak widać brzoza się obaliła.
Kierujemy się do wyjścia z terenów wodno, piaskowo bagiennych.
No i S8 w budowie - nic dodać, nic podzielić. Musimy przejść w kierunku Zielonki.
Przeszliśmy - i znów ulga - czysta piękna przyroda.
Nie ma ścieżki idziemy na pałę. Ścieżkę znajdziemy.
Ponownie przechodzimy przez drogę cegelnianą.
Kiedyś (w latach '50/'60) łowiłem tu na wędkę takie małe rybki. My mówiliśmy, że to są linki (małe liny) nie mylić, ze skrótami i odnośnikami internetowymi. Teraz, co najwyżej mógłbym tu wyciąć sobie jakiś kij na wędkę. Co robiliśmy z tymi linkami? Szliśmy nad rzekę Długą i tam łowiliśmy szczupaki, a linki pełniły rolę żywej przynęty. Możecie wierzyć, lub nie, ale w rzece Długiej pływały sobie w dużych ilościach: kiełbie, płotki, okonie, miętusy, szczupaki i wiele innych, były też raki i żab zatrzęsienie. Wędek się nie kupowało, wystarczył kij z leszczyny, kawałek żyłki, spławik i haczyk. Kupowało się jedynie żyłkę i haczyki resztę sprytne dzieci robiły sobie same. Nie mieliśmy z tym problemu - przecież nie było komputerów. A jak już się w coś grało to w palanta na podwórku, czasem w pikuty.
Jesteśmy na dobrej drodze, no może ścieżce do Zielonki.
Jarzębina już dojrzała - koniec lata bliski ;(
No i znów Cywilizacja. W tym miejscu, trochę w stronę ulicy Prostej (jesteśmy na Długiej) była tak zwana leśniczówka. Nie, nie mieszkał w niej jednak leśniczy, ale gajowy. Pamiętam, pamiętam, ten Pan nazywał się pan Garwoliński i miał córkę Marysię ;).
Idziemy ulicą Lipową, dochodzimy do mostu na rzece Długiej.
Rzeka Długa - kiedyś wpadała do Wisły, ale teraz wpada do Kanału Żerańskiego gdzieś na Białołęce. No i o zgrozo (nie mogę się z tym pogodzić) na odcinku Białołęki nazywana jest kanałem Markowskim. Bardzo mnie to rani. To rzeka mojego dzieciństwa, mieliśmy łódkę (tata nam ją zrobił) i pływaliśmy nią do mostu kolejowego w Zielonce (pod prąd) i do Marek (z prądem), wracaliśmy pod prąd :). Zimą pływaliśmy na krach, a jak była powódź (a bywały często) pływaliśmy na tratwach. Związek z rzeką pogłębia jeszcze bardziej fakt, że mieszkaliśmy na ulicy Rzecznej.
Jeden z ostańców - nie taki jeszcze stary.
A ten jakiś taki dziwaczny.
No cóż wszystko ma swój koniec - wróciliśmy do punktu wyjścia
Skomentuj