Przełęcz jest również doskonałym miejscem wypadowym na okoliczne wzniesienia. Wyruszyłem na szlak dopiero po godzinie 11.00, po opłaceniu 5 zł wstępu. Szlak był jeszcze pusty, a to chyba z powodu pogody, bo siąpiło cały czas. W kasie miły pan wskazał dojście do czerwonego szlaku i dotarłem do tablicy informującej o wejściu na trasę. Z tego miejsca na Babią Górę można dotrzeć na kilka sposobów: szlakiem czerwonymy, szlakiem niebieskim, a następnie czerwonym przez schronisko PTTK na Markowych Szczawinach, a także szlakiem żółtym zwanym Percią Akademików idąc najpierw za znakami niebieskimi. Ta ostatnia możliwość nie sprawdzi się przy takiej pogodzie, bo perć może być niebezpieczna.
Maszerując za czerwonymi znakami najpierw dotarlem do Sokolicy (1367 m n.p.m.) – najniższego z wierzchołków masywu Babiej Góry. Tutaj już pojawiły się piękne widoki m.in. na Babią Górę i okoliczne wzniesienia. Od Sokolicy już nie ma takich gwałtownych podejść, a krajobrazy na prawdę przyciągają uwagę. Wśród otaczającej nas kosodrzewiny dotarliśmy do wzniesienia Kępa (1521 m n.p.m.). Do głównego szczytu było coraz bliżej, wiatr stawał się coraz silniejszy i zimniejszy, Tatry wybijały się nad mgłą. Przed dotarciem na właściwy szczyt zdobyłem jeszcze Gówniak (1617 m n.p.m.). Od dnia dzisiejszego Babia Góra, czyli Diablak zasługuje na taką nazwę, powitała mnie niezbyt zbyt przyjaźnie. W towarzystwie tak wiejącego wiatru nie dało się długo wytrzymać. Niestety musieliśmy szybko zbierać się do zejścia. Na domiar na trasie nie było schroniska, gdzie mógłbym podbić pieczątkę i zakupić odznakę, którą przytwierdzam do mojej laski. Musiałem więc Babią zdobywać drugi raz od Markowych Szczawin :)
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj