Tak zwykle jest , najpierw się naczytam , naoglądam a potem mnie ciągnie mnie aby na własne oczy , dzięki własnym nogom to zobaczyć.
Ruszam więc rano samochodem do Kłodzka. Parking koło dużego marketu wydaje się odpowiedni aby na „tę chwilę „ tam pozostać.
Włączam nawigację rowerową i pomimo zimnego poranka ruszam na trasę. Szybko pozostawiam centrum Kłodzka za sobą i jadę w kierunku Korytowa, potem Ruszowic i Raszkowa. Drogi fajnie , asfaltowe , ruch samochodowy niewielki. W jednym tylko miejscu skręcam na szutrową drogę po której też jedzie się bardzo dobrze. Podziwiając szczyt Szczelinca i Broumovskie Steny dojeżdżam do Wambierzyc . Krótki postój przy Bazylice i dalej w drogę. Z głównej drogi ponownie wjeżdżam na szutry i dojeżdżam do bramy , chyba jakiegoś zakładu rolnego. W stróżówce ktoś siedzi więc nie bardzo chcę łamać widoczny zakaz wjazdu. Pytam więc mężczyznę o możliwość przejazdu. Odpowiada pytaniem ‘ a gdzie pan chce jechać „. Nie wdając się w szczegóły mówię ,że do Czech. Więc pan mi radzi aby zawrócił i jechał asfaltem do Tłumaczowa. Ale ja chcę tędy . Ale tam pan znajdzie dobre drogi a tu jest błoto i dziury i pokazuje mi zwichniętą nogę. Ja jednak nalegam, licytujemy się na „lata” , niestety wygrywa. Ja jednak wsiadam na rower i jadę prze teren zakładu. Na odchodzę słyszę „ale pan uparty”: No jestem trochę uparty , inaczej siedziałbym teraz i przerzucał kanały.
Droga nie jest taka zła , miejscami trafiają się miękkie miejsca i moje spd momentami przypomina kulki błota. Ale widoki są fantastyczne , wschodzący rzepak i góry na horyzoncie.
Praktycznie przez cały czas trasa wiedzie leśnymi drogami szutrowymi . Gdyby nie lekko rozmiękłe ścieżki można by nawet się nieźle rozpędzić.
Przez znaczną część jadę przez Czechy, w okolicach Głuszycy na chwilę wjeżdżam na polską stronę i tam wjeżdżam na oznaczoną trasę dla rowerów MTB.
Czuję ,że Ruprechticky Szpicak się zbliża. W pewnym momencie trafiam na coś w rodzaju rynny , którą prawdopodobnie ściągane jest drzewo. O jakiejś jeździe nie ma co marzyć , tutaj trudno pchać rower. Potem jest jeszcze gorzej. Nie trafiłem na kamienistą drogę , tylko na podejście od strony Polski.
Ale w końcu jest wieża i szczyt. Na wieży dwoje Czechów, widoki przecudne. Mój „telefoniczny aparacik” nie ogarnia tego. Jest już dość późno więc kamienistą drogą ruszam w dół. Próbuje jechać , ale czuje ,że to może się niebyt dobrze skończyć. Prowadzę więc rower jakieś 150 metrów i ruszam w dół. Już teraz nie patrzę na nawigacje . Trzeba śmigać w kierunku Kłodzka.
W Jetrichowie wpadam do małego sklepiku , samoobsługowego. Chce mi się pić. Nie patrzę na etykiety. łapie jakiś napój cytrynowy i pomarańczowy.
Przed sklepem zaciągam duży łyk cytrynowego płynu , zamiast ożywczego płynu czuję wlewający się do gardła miód. Czytam etykietę …kupiłem sobie syrop…….
udaje mi się nie rozpoczętą butelkę wymienić na kofolę…..ruszam na Broumov……
to był piękny dzień.
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj