Ruszam dziś z Przełęczy na Płoszczynie. Spoglądam na szlak graniczny. Jest przetarty, więc ruszam. Zastanawiam się, w jaki sposób przygotowano ten szlak. Ślady nie wyglądają, jakby tu skuter śnieżny przejechał. Pnąc się w górę, widzę że ktoś musiał tędy przejść w rakietach śnieżnych. Podejrzewam, że były to co najmniej dwie, trzy osoby. Cały spocony docieram na Jelenią Kopę. W oddali widzę grupę kilku, kilkunastu osób. Gdy jestem już blisko, wiem, że to ta grupa przecierała mi szlak. Teraz równie zmęczeni, z wielkimi plecakami i rakietami śnieżnymi na nogach, odpoczywają, piją herbatę z termosów. Witam się z nimi, zamieniam kilka słów.
Śmieję się i oni dowcipkują, teraz już sam będę musiał przetrzeć sobie trasę. Ale czy to pierwszy raz?
Wbrew pozorom biegnie się dobrze. Po kilkunastu minutach docieram do ratrakowanej trasy. Biegnę więc szybko do Miedvedi Chaty, a stąd już w górę w stronę Rudawca. Mimo że dziś dzień powszedni, na trasie spotykam wielu biegających Czechów. Wygląda jakby to był ich sport narodowy.
Po trasie Wielkiego Szengena i Pralinki docieram do szlakowskazu z napisem „Poska Hora", a dla mnie to polski Rudawiec. Stąd już tylko 400 metrów. Trasa nie jest ratrakowana i widać, że niewiele osób wybiera tą trasę. Biegnę te 400 metrów, chociaż trudno nazwać to biegiem, bo staję co chwila i robię zdjęcia. W końcu dobiegam do tablicy z napisem Rudawiec. Kilka metrów w stronę Bielic. Mimo dość dużego zachmurzenia widok jest piękny, wręcz zapierający dech. Wieje lekko wiatr, cisza, spokój. Urokliwe miejsce. To jeden z 28 szczytów zaliczanych do korony gór polskich
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj