Miała być dziesięciodniowa wyprawa przez Karpaty i Jurę Krakowsko – Częstochowską, a skończyło się na czterodniowej jeździe przez Pogórze Przemyskie i Bieszczady. Niestety deszcz mnie pokonał. Zabrakło motywacji na kolejne dni jazdy wśród wody lejącej się z nieba. Widać taki chyba miał być los tej wyprawy, która mimo że zaplanowana dość wcześnie od początku miała jakiegoś pecha. Wykruszenie się składu, próba znalezienia kogoś w ostatniej chwili, mimo przełożenia wyjazdu o kilka tygodni, nie dały spodziewanego rezultatu, a i pogoda nie sprzyjała. W efekcie piątego dnia samotnego pobytu w tym uroczym miejscu odjechałem o godzinie 4:52 pociągiem z Zagórza w kierunku Wrocławia kończąc przygodę, która de facto dopiero się zaczęła.
Co do szczegółów samej trasy to należy zwrócić uwagę, iż jest to trasa dość trudna, szczególnie kiedy chce się ją pokonać rowerem z ważącymi ok. 30 kg sakwami, obfitująca w dużą ilość podjazdów, gdzie zjazdy są dość krótkie, niepozwalające się zbytnio zregenerować.
Poruszając się po trasie napotkamy także trudności związane z remontami dróg, szczególnie między Soliną i Polańczykiem, a także dalej np. w Cisnej.
A co poza tym?
Trasa jest wybitnie widokowa i to jest jej podstawowy atut. Piękno otaczającej przyrody rekompensuje wszelkie trudy jazdy. godna polecenia dla wytrawnych "sakwiarzy", ale odcinkowo również dla mniej wprawnych rowerzystów.
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj