Najbardziej okazały budynek i centralny punkt osiedla. To tutaj toczyło się życie kulturalne dzielnicy. Funkcjonowało kino i teatr, rozmaite koła zainteresowań (np. Towarzystwo Ogrodnicze). Naprzeciw, w parku, postawiono muszlę koncertową. Organizowano festyny i koncerty. W budynku z tyłu otwarto kręgielnię. Górnicy mieli również do dyspozycji szynk, gdzie mogli pozbyć się części wypłaty, kupując piwo albo przegrywając pieniądze w szkata. Starano się zachować porządek, przeznaczając osobne sale dla robotników i urzędników. Mimo tego nie udało się uniknąć wpadek – sam karczmarz został zwolniony za pijaństwo przez dyrektora Bessera.
Po wojnie działał tutaj Dom Kultury KWK Staszic. Odbywały się letnie półkolonie. Funkcjonowało kino „Muza”. Po zamknięciu domu kultury obiekt popadał w ruinę, sytuacji nie poprawiło otwarcie w nim dyskoteki. W 2006 roku gruntownie wyremontowany, odzyskał swoją funkcję kulturalną.
Niepozorny budynek, stanowił zaplecze gospody. Na zachowanych planach w budynku po prawej widzimy różne pomieszczenia, podpisane jako „kury”, „świnie”, „kozy”, „pasza dla koni”. Pośrodku znajdowała się stajnia i wozownia. Pomiędzy nim a gospodą był jeszcze budynek na planie kwadratu, z ubikacjami.
Miejsce zaczęło nowe życie w latach 80., kiedy kopalnia udostępniła je emerytowanym górnikom na cele Klubu Seniora. Jeden z pokoi na poddaszu przekazano Ewaldowi Gawlikowi, który utworzył tam swoją pracownię. Zainspirowani twórczością malarza górnicy starali się nadać wnętrzom budynku charakter tradycyjnej Izby Śląskiej, wypełniając je zabytkowymi meblami i przedmiotami codziennego użytku.
Gruntownie wyremontowany w 2006 roku, w środku nadal można podziwiać górnośląskie wnętrza, pamiątki i bogatą kolekcję malarstwa Gawlika.
Spacer po Rynku zaczniemy chronologicznie, od przedszkola. Przepiękny dawny budynek urzędowy i mieszkalny, najbardziej okazały dom urzędniczy na całym Giszowcu (na równi z Willą Dyrektora – ale ona była poza osiedlem). Pewnie wielu z Państwa zna to miejsce doskonale, bo od 1960 roku do dziś funkcjonuje tu przedszkole. Ale skąd na wieżyczce głowa jelenia? Przed utworzeniem okręgu urzędowego Gieschewald (1909) teren ten był de facto we władaniu Oberförstera, czyli Nadleśniczego. Sama, dawna nazwa Giszowca – Gieschewald, wskazuje właśnie na położenie w środku lasu. Nietrudno więc się domyślić, skąd ta charakterystyczna dekoracja. Oprócz niej, na wieży jest zegar kwadransowy firmy Reinhardt Lindner z Halle. Posiada trzy tarcze wykonane z matowanego szkła, które są podświetlane od wewnątrz. Od ponad stu lat wybija mieszkańcom Giszowca godziny.
Centrum dzielnicy. Dawny plac targowy, zachowały się zdjęcia z kramami rozstawionymi po obwodzie placu. Reprezentacyjne miejsce osiedla, to tutaj odbywały się pochody, uroczystości, apele harcerskie itd. – tuż obok Pomnik Powstańców i Poległych w II Wojnie Światowej. Plac spełniał też funkcję komunikacyjną – odjeżdżały stąd autobusy do Katowic. Od strony wschodniej przepiękny, malowniczy buk, nazwany później „Anton” na cześć Uthemanna, niestety nie doczekał dzisiejszych czasów.
W nowej kolonii robotniczej nie mogło zabraknąć szkoły – utworzenie takiej placówki regulowały przepisy niemieckiego prawa. Pierwsi uczniowie zaczęli naukę w październiku 1908 roku w budynku z prawej strony. Na parterze mieściły się 4 klasy szkolne, na piętrze były mieszkania nauczycieli – w tym dyrektora Vincenta Mücke, z balkonem. Dziś tego balkonu już niestety nie ma, zamurowano go w 1928. W ciągu dwóch kolejnych lat wybudowano kolejne 2 budynki. Kronika Szkolna jest niesamowitym dokumentem, w którym jak w zwierciadle odbijają się losy ówczesnego Śląska. Swoją działalność rozpoczęła jako katolicka szkoła niemiecka. W 1922 w kronice uroczyście odnotowano m.in., że „skończył się czas gnębienia ludu polskiego na Górnym Śląsku przez pruskich urzędników”.
Podczas II Wojny Światowej dyrektorem szkoły został funkcjonariusz NSDAP – Pormann, a jej patronem Herman Göring. Uczyła tu również żona Fritza Brachta, gauleitera prowincji Górny Śląsk, który zamieszkał w Willi Dyrektorskiej. Mówienie po polsku było surowo karane.
W latach 70 budynki połączono przewiązką. Szkoła miała różne numery i patronów – Stanisława Kostkę (nr 7), Marię Konopnicką (nr 54) czy Fryderyka Chopina (nr 51). Obecnie po remoncie funkcjonują tu biura.
Znajdujemy się właśnie przy najdłuższym budynku Giszowca. Trudno sobie wyobrazić, że dawniej... był jeszcze dłuższy! Fragment z lewej strony zakręcał jeszcze ukosem. W sumie, aby przejść od jednego do drugiego końca, trzeba było pokonać ponad 100 metrów. Miejsce to stanowiło dawny odpowiednik dzisiejszej galerii handlowej. Działała tutaj (i działa do dziś) piekarnia, a także rzeźnik, sklep warzywny oraz skład towarów kolonialnych. Nad środkową częścią wisiał szyld Consumanstalt Georg von Giesche’s Erben, Gieschewald. Spółka dotowała sklepy, dzięki czemu towary można było zakupić na niskich marżach. W pomieszczeniach po lewej stronie swój zakład prowadził fryzjer, Paweł Slotosz. Na piętrze znajdowały się mieszkania. Obecnie budynek nadal spełnia funkcję handlową.
Niewiele osób pamięta, że Rynek jest dziś niekompletny. W 1978 roku, mimo wpisu do rejestru zabytków, wyburzono dawny pięciokątny budynek urzędu. Początkowo można tu było załatwić sprawy urzędowe, a na piętrze mieszkanie miał sam Anton Uthemann. W czasach powstań działał tu komitet plebiscytowy. Po wojnie mieszkał i przyjmował tu lekarz, był też posterunek Milicji Obywatelskiej.
Z budynkiem wiąże się ciekawa historia – na jednym z narożników oryginalnie umieszczono pomnik Bismarcka, stylizowany na rycerza Rolanda. W czasach powstań pewnej nocy nieznani sprawcy odrąbali głowę pomnikowi, bo upamiętniony na nim kanclerz nie słynął z dobrego nastawienia do Polaków. Później dorobiono nową głowę, tym razem przemianowując pomnik na króla Jana III Sobieskiego.
W okolicy brakuje też kilku innych ciekawych budynków – tuż za Konsumem, na wysokości Biedronki, znajdowały się ciekawe pomieszczenia techniczne – magazyny, mleczarnia i... fabryka lodu! Na początku XX wieku lodówki nie były jeszcze tak dostępne i popularne, ale na Giszowcu zawsze można było się schłodzić zimnym piwem. Do produkcji lodu służyła specjalna instalacja.
Dziś mamy tutaj typowy dom mieszkalny, jeden z wielu na Giszowcu. Uwagę może zwrócić jeden drobny szczegół – kraty w oknach. Dawniej mieściło się tu bowiem niewielkie więzienie dla „niepokornych” czy też „chacharów”. Obok działał komisariat policji oraz remiza strażacka. Przy remizie ustawiono widoczną z daleka drewnianą wieżę, która służyła jako dostrzegalnia pożarowa i miejsce ćwiczeń. Warto wspomnieć, że pierwotnie dachy giszowieckich domów były kryte gontem, który mimo impregnacji okazał się łatwopalny.
Więzienie nieprzypadkowo ulokowano w pobliżu domów noclegowych dla nieżonatych górników. Młody chłopak, który w 1908 roku przybył do pracy w kopalni „Giesche” z województwa stanisławowskiego, tak w swoim pamiętniku opisał współlokatorów: „Mieszkając w Giszewaldzie, zorientowałem się, że moi nowi towarzysze to zbieranina ludzi z całego świata. Wśród nich trafiali się przestępcy – mordercy i złodzieje. Moi koledzy bawili się hałaśliwie i pili alkohol przy każdej okazji. Często bili się, kłócili, bluźnili i przeklinali”.
Za płotem przepięknie wyremontowany, charakterystyczny budynek. Dziś w rękach prywatnych, niedostępny do zwiedzania. Dawniej otoczony był wspomnianymi wcześniej parterowymi domami noclegowymi. Pierwotne działała tutaj kantyna dla robotników. W czasach międzywojennych mieściły się tu siedziby różnych stowarzyszeń patriotycznych, m. in. Towarzystwo Czytelni Ludowych. W późniejszych latach funkcjonował tu bar piwny Gwarek i dyskoteka.
Dzisiaj mamy facebooka, instagrama i TikToka. Kiedyś trzeba się było bardziej postarać, żeby wiedzieć co się dzieje w życiu sąsiadów. Na szczęście były miejsca takie jak to – dawna pralnia i magiel, kaj łaziło się wyprać łachy, i na klachy. Uthemann był przeciwny doprowadzeniu wody do mieszkań ze względu na ryzyko zalania i zawilgocenia. Mężczyźni kąpali się więc w pracy, a dla kobiet i dzieci urządzono specjalny budynek łaźni – z przodu, i pralni – z tyłu. Funkcjonowało nawet osobne pomieszczenie, gdzie można było pod opieką zostawić dzieci na czas prania. Pralnia była na owe czasy supernowoczesna, z elektrycznymi bębnami, suszarniami i maglem. A przy nudnej robocie można się było sporo od sąsiadek dowiedzieć.
Później funkcjonowała tutaj knajpa Kameleon, obecne restauracja Fest Jodło. To nadal bardzo ważne miejsce na mapie dzielnicy – w wyremontowanym niedawno budynku znajduje się harcówka.
Piekarnioki były niewielkimi, osobnymi budynkami, składającymi się z przedsionka oraz pieca, w których mieszkańcy Giszowca mogli samodzielnie wypiekać chleby i ciasta. Stanowiły one nie tylko spore udogodnienie dla gospodyń domowych, lecz były także miejscami, w których kwitło życie towarzyskie. Wszak przy pieczeniu najlepiej się „klachało”.
Znajdujemy się w okolicy krzyża – ważnego miejsca na religijnej mapie Giszowca. Z tego, co wiem, był tu jeszcze zanim powstał kościół św. Stanisława Kostki. Mieszkańcy należeli do pobliskiej parafii św. Anny w Nikiszowcu, gdzie mogli w niedzielę dojechać bezpłatną kolejką wąskotorową – Balkanem.
W budynku przy Przyjaznej 29 funkcjonowała przez pewien czas apteka, a w latach 20. poczta.
Balkan swój bieg na Giszowcu, a kończył na Wilhelminie. Podobno pociągi jeździły tak regularnie, że można było według nich ustawiać zegarki. Kolej funkcjonowała przede wszystkim jako dowóz górników do pracy, ale każdy mógł z niej skorzystać. Pociągi towarowe jeździły dalej, w kierunku Szybu Wschodniego. Tuż za rogiem, w miejscu dzisiejszych garaży, znajdowały się zbiorniki na węgiel, z których świetnie zjeżdżało się na sankach.
Kawałek dalej, na nasypie kolejowym, spiętrzono wodę Boliny. Powstał sztuczny zbiornik wodny, nazwany Stawem Małgorzaty. Wybudowano świetną infrastrukturę – m. in. wieżę do skoków. Trenowała tutaj m. in pierwsza śląska olimpijka – Rozalia Kajzer.
Jesteśmy w miejscu szczególnym – w domu naprzeciwko rozgrywa się akcja filmu Kazimierza Kutza „Paciorki Jednego Różańca”. Ta przejmująca opowieść jest jednocześnie prawdziwą historią wielu Giszowioków. Komunistyczny walec postanowił rozjechać poniemieckie osiedle, architektoniczną perełkę, zamieniając ją w blokowisko. W filmie emerytowany górnik Karol Habryka nie chce się z tym pogodzić i za nic nie wyprowadzi się ze swojego ukochanego domu. W jednej ze scen siedzi na schodach z detonatorem w ręku strasząc, że dom jest zaminowany.
Na potrzeby filmu wyburzono dom na rogu.
Na rynku widzieliśmy już domy towarowe, tzw. Konsumy. Tutaj, na początku lat 20. powstał kolejny z nich. W centralnym punkcie znajdował się skład towarów kolonialnych Mandrysza – można było kupić przysłowiowe mydło, widło i powidło. Po prawej stronie funkcjonował niezwykły zakład fryzjerski. Prowadził go Ludwik Lubowiecki, wielki społecznik i miłośnik Giszowca. Prywatnie przyjaciel Ewalda Gawlika i jego mecenas. W swoim zakładzie zgromadził sporą kolekcję obrazów, czyniąc z niego niezwykłą galerię sztuki. Niestety kilka lat temu to unikatowe miejsce przeszło do historii.
Do tej pory rozmawialiśmy głównie o miejscach publicznych, ale przecież Giszowiec to przede wszystkim domy mieszkalne. Wybudowano ich oryginalnie 314, w kilkudziesięciu różnych typach. Do dziś zachowały się 143. Mieszkania robotnicze były niewielkie – 50 do 70 metrów kwadratowych, ale jak na ówczesne warunki oferowały bardzo wysoki standard. Na rogach ulic powstały bardziej okazałe domy dla urzędników, sztygarów, lekarzy czy nauczycieli.
Chętnych nie brakowało. Aby móc się wprowadzić, trzeba było się zobowiązać do ciągłej pracy w kopalni. Bardzo ważną częścią domostwa był duży ogród. Bardzo pilnowano, by był zadbany – powstał nawet specjalny regulamin, który określał jak o niego dbać i jak go uprawiać. Mieszkańcom, którzy łamali jego postanowienia, groziła nawet eksmisja. Wszystkiego doglądał nadogrodnig Hilbig.
Warto jeszcze zatrzymać się przy ostatnim z dużych budynków publicznych na naszej trasie. To dawna Szkoła Ewangelicka. Ewangelikami byli przede wszystkim urzędnicy i pracownicy wyższego szczebla kopalni, którzy przybyli z głębi Prus. Na piętrze były mieszkania, a na parterze mieściły się trzy sale szkolne i kaplica do nabożeństw, co było sporym udogodnieniem – najbliższy kościół znajdował się w Roździeniu. Po wojnie funkcjonowało tu przedszkole, a później, w związku z deficytem miejsca w szkole na rynku, odbywały się tu zajęcia m. in. biologii. Obecnie budynek pełni funkcję mieszkalną, nadal mieszkają tu nauczyciele.
Wycieczkę kończymy w miejscu symbolicznym – to pomnik, nazywany globusem. Nadal nie udało się dokładnie ustalić, kiedy powstał, ale wydaje się, że został wybudowany przez Amerykanów w czasie, kiedy część Gospody pełniła funkcję szkoły dla amerykańskich dzieci.
Wiele osób twierdzi, że miejsce to wyznacza środek Giszowca. Jeśli przyjąć za punkty skrajne zabudowania z lat 20., wtedy faktycznie jesteśmy w samym środku. Moim zdaniem to jednak zupełny przypadek.
Kiedy Małgorzata Szejnert publikowała swoją książkę „Czarny Ogród”, w jednej z gazet przeczytałem nagłówek „Giszowiec – centrum wszechświata”. Na pewno dla wielu z nas to centrum jest właśnie tutaj, a my kończymy nasz spacer mniej więcej w jego środku.
Skomentuj