Jest 9:00, ruszamy na Szrenicę przez Wodospad Kamieńczyka. Początkowo leśna ścieżka jest łatwa i przyjemna. Dopiero ostatnia prosta prowadząca do wodospadu pnie się w górę i może nieco zmęczyć. Jednak warto! Polecamy podziwianie Wodospadu Kamieńczyka z dwóch punktów, na dole z Wąwozu Kamieńczyka (wejście biletowane, w cenie jest kask, aby lepiej prezentować się na zdjęciach;)) oraz z góry, niedaleko schroniska. Kilka fotek, łyk gorącej herbaty i ruszamy dalej. Ścieżka z trylinki aż do Hali Szrenickiej pnie się lekko w górę. Po drodze mijamy punkt widokowy oraz miejsce, gdzie na ławkach można chwilę odpocząć. Z Hali Szrenickiej na Szrenicę jest już bardzo blisko, a oczom ukazują się piękne widoki (pod warunkiem, że nie ma mgły – niestety dziś jest bardzo gęsta, ale w pamięci mamy to miejsce w słoneczny dzień). W schronisku na Szrenicy jemy naleśniki z czekoladą i pijemy czekoladę na gorąco – czekolada daje moc! Ruszamy w stronę Śnieżnych Kotłów. Początkowo droga bardzo nam się dłuży. Idziemy w gęstej mgle, w kurtkach przeciwdeszczowych. Niby nie pada, a jesteśmy coraz bardziej mokrzy. Amelia, która chodzić uwielbia, zaczyna coraz częściej powtarzać, że chce wracać i bolą ją nogi. Rozpogadza się gdy dochodzimy do jakiś skałek, na których koniecznie chce mieć zrobione zdjęcie – Trzy Świnki ewidentnie jej się spodobały. W końcu docieramy do Śnieżnych Kotłów, których i tak nie widać. Wieża RTV ukazała się dopiero gdy podeszliśmy do niej na jakieś 50 m. Robimy kilka zdjęć na tle Śnieżnych Kotłów za mgłą i ruszamy w stronę Przełęczy Pod Śmielcem. Zaczęło robić się interesująco. Amelia z widocznym zadowoleniem kroczy po dużych, zielonych kamieniach. Nogi już ją nie bolą i teraz powtarza, że w górach jest fajnie. Schodzimy niżej, mgły już nie ma, a córcia tryska energią (to pewnie ta czekolada). Wszędzie jest pięknie, przy każdym kamieniu, pod każdą jarzębiną jest dobre miejsce na zdjęcie, a stawki to prawdziwy szał! Woda, ogromne głazy, piękna jesienna oprawa i wyżej szczyty tonące we mgle – wszystko co kochamy w Karkonoszach! Nasz najpiękniejszy jesienny szlak został uznany przez Amelię również za numer jeden! A ta prawie 7-letnia turystka ma już w nogach większość bieszczadzkich i pienińskich szlaków. Idąc w stronę schroniska Pod Łabskim Szczytem przechodzimy przez kilka kładek, które może nie są tak wspaniałe jak wielkie kamienie, ale też budzą spory entuzjazm. Krótka przerwa w schronisku Pod Łabskim Szczytem (serwują tam pyszne pierogi) i żółtym szlakiem wracamy do Szklarskiej Poręby. Aplikacja w telefonie podaje, że przeszliśmy ponad 21 km. Zajęło mam to trochę więcej niż myśleliśmy, ale zdążyliśmy przed zmrokiem i na obiadokolacje o 18:00.
Trasa nie jest bardzo wymagająca, ale dość długa. Zdecydowanie najpiękniejsza jesienią, gdy czerwieni się jarzębina. Odcinek biegnący przy stawkach jest okresowo zamykany – warto sprawdzić przed wyjściem na szlak. Pieczątki do książeczki GOT można wbić w obu schroniskach.
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj