Na Przełęcz Wyżniańską docieramy busem i stamtąd ruszamy na Rawki. Przed stromym podejściem w kierunku Małej Rawki zatrzymujemy się jeszcze w Bacówce na mały poczęstunek (pyszne naleśniki ;-). Przed szczytem przekraczamy granicę lasu, uprzednio mijając niewielki płat śniegu i możemy napawać się "pysznymi" panoramami w dowolnym kierunku. Widać obie Połoniny, Ustrzyki Górne i Wołosate oraz słowacką stronę w kierunku południowym. Tam właśnie podążamy. Po zdobyciu większej z Rawek wkraczamy na graniczny odcinek oznakowany polskimi i ukraińskimi słupami granicznymi. Wędrując to w górę, to w dół osiągamy szczyt Krzemieńca. Widoków stąd nie uświadczymy ale fakt łączenia się w tym miejscu trzech granic przyciąga rzesze górskich łazików. Kusi mnie wariant zejścia na słowacką stronę do Nowej Sedlicy. Niestety czas mamy ograniczony, dzień w końcu sporo krótszy niż latem. Zarządzamy więc odwrót i powracamy na kopułę szczytową Małej Rawki. Stąd schodzimy na szlak prowadzący do Wetliny, grzbietem Działu. To jeden z piękniejszych traktów bieszczadzkich jakimi wędrowałem. Przyjemny dukt bez gwałtownych spadków lub wzniosów prowadzi naprzemiennie odcinkami lasu, bądź widokowymi polankami. Szczególnie urzeka rdzawa szata Połoniny Wetlińskiej w promieniach powoli zachodzącego słońca. To dla takich widoków warto jechać w Bieszczady jesienią. Ostatni odcinek przed osiągnięciem asfaltu w Wetlinie prowadzi stromo w dół ale nie jest zbyt długi. Przez miejscowość wędrujemy już przy zapadającym zmroku. Co ciekawe turystów jakby więcej, co widać na szosie i na podstawie frekwencji w wiejskich sklepach. W końcu zaczyna się weekend. My niestety jutro wracamy do szarej rzeczywistości. Ale dzisiejszy dzień z piękną słoneczną aurą i jesiennym kolorytem gór pozwala o tym nie myśleć. Akumulatory zostały naładowane, a w człowieku rozlewa się uczucie błogostanu.
Skomentuj