Start z parkingu na końcu Mechelinek.
Bardzo duży, ale nieutwardzony, więc wiadomo jak wygląda przy roztopach.
Jest jeszcze jeden niedaleko pętli autobusowej, ale maleńki.
Spotkać też można pojedyncze sztuki MORSÓW.
O dziwo muszelki leżą też na śniegu.
Fale podmywają śnieżne nawisy.
W lodowych dziurach pulsuje woda.
Woda krystalicznie czysta
Zbliżamy się do końca cypla.
Znalazłem kawałek lodu w kształcie serduszka.
Ale białe niedźwiedzie mają większe.
Koniec. Dalej już tylko biegun.
W tył zwrot. Wracamy po lodowym polu.
A może popłynąć do Szwecji na takim kawałku kry?
Ale po co? Nam tutaj jest całkiem przyjemnie.
Rewa. Krzyż poświęcony ofiarom morza na Cyplu Rewskim.
Dla niewtajemniczonych - szperk to nazwa długiego i wąskiego piaszczystego wału, lekko wynurzonego ponad powierzchnię morza i biegnącego w jego głąb.
Wchodzimy na lodowe pole przy brzegu.
Na całej połaci śnieg.
I lód, a na nim siedzą mewy i obserwują turystów.
Trzeba sprawdzić temperaturę wody w przeręblu.
Ręki nie urwało. Ale kolorki są.
Molo jest pływające. I jak widać poziom morza podskakuje o dobry metr.
Morsy w akcji. Najpierw nieśmiało.
Panoramka na morze przez zasuszone trawki.
Widok na trzcinowoska rzerwatu Mechelińskie łąki. Na wiosnę i latem pewnie słychać tu tysiące ptaków.
Ścieżka wije się między trzcinowiskami a plażą.
Widać już mechelińskie molo.
Hmmm. Chyba jesteśmy upoważnieni?
Najwyraźniej coś jeszcze można złowić w Zatoce.
Konstrukcja całkiem solidna.
Przystań jachtowa i dla kutrów rybackich.
Uhh. W czasie sztormu musi tu być niezła zadyma. Lodowe kalafiory wiszą nawet pod pomostami.
I to już jest KONIEC. Kończymy spacerek.
Skomentuj