Wycieczka zorgazniowana prawie dokładnie w 10 rocznicę pierwszej wyprawy rowerowej do świętokrzyskiej stolicy. Co ciekawe i wtedy i obecnie udało się skorzystać z transportu kolejowego prawie rzutem na taśmę (pociągi wkrótce zlikwidowano). Kielce to dla mnie miejsce szczególne. To tam spędziłem swoje chyba najlepsze pięć lat życia w ramach studiów. Wracać tam, jeszcze ulubionym środkiem transportu to zawsze wielka przyjemność. Inaczej mówiąc wspomnień czar. Ale do rzeczy. Najtrudniejszy odcinek czekał nas pomiędzy Smykowem, a Holendrami. Najpierw z buta piaszczystym traktem w stronę lasu, a potem przez zieloną knieję momentami wąską i zabłoconą ale przejezdną ścieżką. Ponadto trochę odcinków terenowych pojawiło się przed samym Arkuszowem (kocie łby), przy dojeździe do Smykowa i pomiędzy Ujnami, a początkiem asfaltu na obrzeżach Szczecna. Od tego ostatniego do Sukowa i skrętu na Mójczę trafił się jedyny bardziej ruchliwy odcinek trasy (można go ograniczyć jadąc dalej od Ujn przez las w stronę Borkowa, nas zmanierował asfaltowy dywanik). Najbardziej pofalowane odcinki występują pomiędzy Klimontowem, a Jurkowicami, Szczecnem, a Borkowem oraz przed samymi Kielcami (ten ostatni bardzo panoramiczny m.in. z widokiem na Telegraf)
Wg. wskazań SIGMA 1609:
dystans: 109,20 km. (nie licząc późniejszego krążenia po mieście, nieujętego na mapie trasy)
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj