Wyruszamy po piątej rano, żeby przed zapowiadana falą upału dotrzeć do Rzeszowa. Pierwsza część trasy po prostu wymaga przejechania, wiodąc ruchliwymi drogami do Nowej Dęby. Na szczęście o poranku ruch na nich stosunkowo niewielki. Na rynku w Dębie też pustawo. Trafia się jedynie jakiś tubylec wypoczywający na ławeczce z poczciwym składakiem u nogi. Do Majdanu dojeżdżamy bocznymi ulicami, by po chwili obrać kierunek na Poręby Dymarskie. Miejscowość ta składa się z aż 18 przysiółków. Tyle, że jakoś ich nie widać. Za to mijamy liczne leśne oazy łagodzące skutki coraz mocniej przypiekającego słońca. W pewnym momencie leśna ściana ustępuje mieszkalnej zabudowie, pośród której pojawia się majestatyczna, drewniana świątynia o stromych dachach i sporej wieży-dzwonnicy na froncie. Do Poręb trafiła w 1979r. z pobliskiego Cmolasu, gdzie groził jej niebyt, stając się największą atrakcją śródleśnej osady. W Dzikowcu czeka nas najbardziej stromy, choć niezbyt długi podjazd. Trud jego pokonania rekompensuje ładna panorama za plecami. Odcinek trasy z Dzikowca do Widełek okazuje się najgorszy jakościowo. Najpierw prowadzi nas kamienisty gościniec przez las, a następnie od jego granicy (na wysokości Kłapówki) mocno zniszczony asfalt. W Widełkach przerzucamy się na drugą stronę krajowej 9 i pedałujemy wytrwale już w bardziej płaskim ale też odkrytym terenie. W efekcie skoro nie mamy nad sobą zielonego baldachimu, co jakiś czas polewamy rozgrzane głowy wodą mineralną. W Rogoźnicy po raz ostatni przecinamy krajówkę i kierujemy się do pobliskiego lotniska w Jasionce. Niestety moje życzenie zobaczenia wznoszącego się ku niebu przy ogłuszającym warkocie silników stalowego ptaka z rozpiętymi skrzydłami nie ziszcza się. Muszę z konieczności zadowolić się widokiem okazałego terminala pasażerskiego wybijającego się ponad zupełnie płaski teren, do którego wnętrza zaglądam obserwując elektroniczne tablice przylotów i odlotów. Cóż samolotem nigdy nie leciałem i nie wiem, czy się kiedykolwiek odważę więc jest to dla mnie jakaś frajda. Zaczynamy odczuwać presję czasu i palącego coraz intensywniej słońca. Rozważamy wycofanie się na przystanek kolejowy w Rogoźnicy lub zakończenie wycieczki w Głogowie Małopolski. Z drugiej strony stolica Podkarpacia jest tuż tuż. Ostatecznie pierwotny wariant zwycięża i po chwili pedałujemy w stronę krajowej 19, odciążonej z nadmiernego ruchu dzięki przebiegającej równolegle do niej ekspresówce. W Trzebownisku zjeżdżamy na lokalne drogi i pokonując m.in. krótki odcinek gruntowo-płytowy w ramach ulicy Ciepłowniczej wjeżdżamy do Rzeszowa. Dworzec kolejowy osiągamy z około 20-minutowym zapasem przed odjazdem pociągu. Jest więc czas na zakup biletów. Ostatni akordem wycieczki stanowi powrót zapchanym szynobusem za sprawą 120-osobowej grupy małych kolonistów zmierzających z Oświęcimia do Zaklikowa. Rowery z konieczności dyndają podwieszone na hakach. Na szczęście w środku składu działa klima.
SIGMA 1609:
dystans - 86,58 km.
czas przejazdu - 4:53:11
prędkość średnia - 17,71 km/h
prędkość maksymalna - 38,86 km/h
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj