Zachęceni udaną wycieczką na Stecówkę "hardcorowcy" wymusili wydłużenie wycieczki (Rudy-Magdalenka) aż na Górę Sw. Anny. Komandor poddał się sugestiom i ogłosił zbiórkę 4 czerwca o godz.8.oo w Lyskach. Stawiło się czterech odważnych na czele z Józkiem B., który miał najdłuższą trasę,( na starcie na liczniku wybiło mu 17 km). Na parkingu w Rudach dołączyło pięciu następnych, tak więc w sile dziewięciu ruszyliśmy w kierunku drewnianej kaplicy św.Magdaleny, (która cudownie ocalała w czasie pożaru w sierpniu 1992 r. mimo, że płomienie osmaliły część budowli). Tutaj nastąpiło rozdzielenie uczestników, trzech postanowiło poznać dokładnie atrakcje Parku Krajobrazowego, zaś sześciu odważnych ruszło w stronę Annabergu. Na początku skąpani w błocie (drogi leśne mokre po ostatnich deszczach) wydostaliśmy się wreszcie na asfalt. Prowadzeni przez niezłomnego Kazika M.,(który tę trasę przemierza piechotą kilka razy w roku) w szybkim tempie zameldowaliśmy sie na rynku w Leśnicy (był tylko jeden postój w "księgarni" w Sławięcicach). Po oczyszczeniu rowerów z błota ruszyliśmy na 4 km wspinaczkę na szczyt. W połowie trasy był przystanek i zwiedzanie Muzeum Czynu Powstańczego i wystawy Fauny Parku krajobrazowego "Góra Św. Anny". Po wyjechaniu na szczyt (nikt nie zsiadł z roweru) wykonano SMS do Prezesa, który w odpowiedzi gratulował nam tego wyczynu. Po modlitwach w bazylice (z cudowną figurką św. Anny Samotrzeciej z XV w.) i zwiedzeniu okolic klasztoru podjechaliśmy do Domu Pielgrzyma na wyżerkę (część skorzystała z kuchni, reszta skonsumowała swoje zapasy). Później ruszyliśmy na zwiedzanie amfiteatru (który zrobił na nas duże wrażenie) i pomnika Xawerego Dunikowskiego. Wreszcie powrót (wszyscy zaplanowali powtórny przyjazd celem dokładnego zwiedzenia wszystkich atrakcji) i nastąpił szaleńczy zjazd do Leśnicy, gdzie grupa się rozdzieliła. Kazik z Cześkiem (który miał konkursowy występ w chórze o 18.oo) ruszyli na Rudy. Reszta przez Kuźnię Raciborską, Nędzę, Lyski i Czernicę , zadowolona i w dobrej formie (z kilkoma przystankami w "księgarniach") dotarła do domów. Apetyty wzrosły i już podniosły się głosy, żeby organizować wycieczki do Mosznej, Opawy, Pszczyny i "Bóg wie gdzie jeszcze...". Na razie "liżemy rany", czyścimy rowery i przygotowujemy się do następnego "maratonu". Oby tylko pogoda dopisała, tak jak na dzisiejszej wycieczce.
Skomentuj