Więcej można przeczytać na naszej stronie klubowej:
http://www.sat4x4.pl/podroze/43-krym-2012/58-krym-2012.html
Środa 6 czerwca 2012
Dzisiaj jakoś humor nie dopisuje. Każdy z nas już wie że powoli zmierzamy w kierunku… no właśnie w kierunku końca naszej wyprawy. Trochę szkoda się żegnać z tym wszystkim.
Wspólnie na ostatni nasz obóz wybieramy mały cypel za plażą we wsi Portowe. Praktycznie na terenie rezerwatu „Łabędzie Wyspy” i rzeczywiście po chwili nad nami unoszą się czaple i klucze pelikanów. Nie mamy zbyt dużego pola manewru jeśli chodzi o miejsce noclegowe – bo na pozostałej części rezerwatu jest zakaz biwakowania. Odnajdujemy spokojny kawałek plaży z dala od „miejskiej” części gdzie jest trochę więcej ludzi.
Cóż – korzystamy z przepięknej pogody i bardzo ciepłego morza, w końcu to nasz ostatni dzień leniuchowania. Wieczorkiem kolacja ląduje na stole- skumbrie a pod stołem butelka „Kozackiej Rady” – to tak na pożegnanie chyba.
Idziemy wcześnie spać – jutro żegnamy się z Krymem
Czwartek/Piątek 7-8 Czerwca 2012
W kilku słowach można powiedzieć „żegnaj Krymie, żegnaj Ukraino – my wracamy do domu”
Wracamy zadowoleni, pełni wrażeń i niesamowitych wspomnień
Po drodze jeszcze dwie małe przygody ….
Dorota prosi o mały postój przy lasku, więc zaraz za miasteczkiem zatrzymujemy się na chwilkę. Po chwili Dorota wraca z powrotem z wielkim uśmiechem na twarzy i trzymając w ręku… sam nie wierzę własnym oczom !! Dorota ma w ręku krzak „marychy” !! hmmm pewnie sama tak tutaj sobie wyrosła… ciekawe !
Jedziemy dalej, kilometry uciekają a ja coraz bardziej muszę kontrować kierownicą aby utrzymać się na drodze. Najpierw tłumaczę to sobie koleinami i szerokimi oponami ale po chwili już tak łatwo nie jest. Wyglądam przez okno … kurcze – złapałem gumę.
Szybka akcja na drodze, prawie jak na pit-stopie sportowym (ale jak mogło być inaczej mając Dreada u boku) i po 15 minutach na osi nowe koło. W najbliższym miasteczku zatrzymujemy się w przydrożnym warsztacie oponiarskim. Tak na wszelki wypadek, żeby nie sprawdziło się prawo Murphy’ego na dalszej trasie i …
Pan z warsztatu pooglądał dokładnie oponę (ja już myślałem że po niej – widząc jaki kawał żelastwa z niej wystaje), przy okazji pooglądał samochód i stwierdził krótko „problema niet”
Po 20 minutach miałem na nowo założoną naprawioną oponę na osi (wcześniej wyważoną osobno felgę a dopiero potem felgę z oponą) a za wszystko zapłaciłem równowartość… 24 PLN !!
Jedziemy dalej – w stronę granicy. Tą samą drogą i z tym samym noclegiem co w dwa tygodnie temu.
Po przejechaniu granicy (z małymi dyskusjami na temat smaku Krymskiej czekolady z celniczką z Ukrainy) decydujemy się na jazdę prosto do domu.
Jest piątek, 8 czerwca 2012 – właściwie to już sobota bo dawno po północy. Na parkingu za bramkami w Mysłowicach zatrzymujemy się na chwilkę. Każdy z nas jest zmęczony ale … zadowolony z przeżytych ostatnich dwóch tygodni. Jakoś ciężko nam się jest pożegnać ze sobą – no bo jak – ostatnie 14 dni byliśmy jak jedna rodzina pod wspólnym dachem (no może tarpem) Jedliśmy z jednego gara… i tak nagle się to ma skończyć ?
Niestety tak. Żegnamy się ciepło i rozjeżdżamy do swoich domów
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj