14 września 2016 roku wybrałem się w Góry Izerskie. Wycieczkę rozpocząłem jak zwykle w Jeleniej Górze. Jechałem przez Piechowice i Górzyniec. Najpierw Doliną Kamiennej Małej a później wzdłuż Grzbietu Kamienieckiego. Z Rozdroża Izerskiego do Świeradowa – najpierw niebieskim szlakiem, niesłychanie zapuszczonym i rozjechanym przez jakiś ciężki sprzęt. Koleiny były tak głębokie, a w gruncie poutykane gałęzie, korzenie i kamienie, że miejscami musiałem prowadzić rower. Istne pobojowisko. Całe szczęście działo się to na odcinku półtora kilometra. Później już zjeżdżałem wygodną leśną drogą. Patrząc na mapę widać wyraźnie, iż ten okropny odcinek można zupełnie ominąć. Następnym razem tak zrobię.
Po krótkiej przerwie na posiłek w uzdrowisku, wjechałem koleją gondolową na Stóg Izerski. I dalej przez Halę Izerską (odwiedzając oczywiście słynną Chatkę Górzystów) do schroniska Orle. Na koniec jeszcze niewielki podjazd do Rozdroża pod Cichą Równią i od tego miejsca już zjeżdżałem w zawrotnym tempie do Piechowic. Powrót odbywał się z konieczności Autostradą Słońca. Goniłem, aby zdążyć przed zmrokiem do domu. Ale o tej porze ruch na tej tranzytowej szosie jest już mniejszy niż zwykle.