Dzień czwarty, trzeci etap podróży rowerowej:
Wstajemy rano, a za oknem rzęsista, gęsta mżawa. Oczywiście nie zdołowało nas to, bo myśleliśmy, że pewnie niebawem się rozpogodzi, a nawet jeśli nie, to przecież będą kolejne przygody, zawsze coś nowego:) Nie spiesząc się nigdzie (przecież to nasze wakacje!) zjedliśmy śniadanie i poszliśmy na kawę. Widząc, ze deszcz nie ustępuje, nie czekając ani chwili dłużej wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy dalej, w kierunku Frydlantu. Zmoknięci, ale uśmiechnięci, ledwo widząc drogę dotarliśmy do wspomnianego pięknego miasta, trochę tam połaziliśmy, po czym ruszyliśmy (okrężną drogą przez malownicze czeskie wioski) w kierunku granicy z Polską (Habartice - Zawidów). W Habarticach zrobiliśmy zakupy prowiantowe. W Zawidowie od młodego chłopaka dowiedzieliśmy się, że w okolicy "nic nie ma". Zamierzaliśmy dostać się do jeziora Witka, w którym podobno (informacja od tego samego chłopaka) "w ogóle nie ma wody" (w 2010 r. powódź zmyła tamę). Postanowiliśmy jednak tam pojechać. Na miejscu, we wsi Niedów, okazało się, że istnieje - o dziwo jeszcze czynny - Ośrodek Wypoczynkowy i Sportów Wodnych, a woda w jeziorze jak najbardziej jest, a tama jest w fazie odbudowy!
Panie na recepcji były w ciężkim szoku dowiedziawszy się, że szukamy miejsca na rozbicie namiotu (było zimno i padał deszcz). Nie przekonał ich argument, że mamy dobre śpiwory. W konsekwencji, bez żadnych targów z naszej strony, udostępniły nam domek z łazienką po zaniżonej cenie (35 zł/os.). Ośrodek jest duży i żadnych innych wariatów, poza nami, tam nie było. Mimo deszczu ognisko, jak zawsze, być musi. Natargaliśmy drzewa, uprzednio robiąc zakupy w pobliskiej wsi (bo tam był najbliższy sklep) Radomierzyce. Mariusz, wybierając się (podczas ogniska) po piwo (bo emocje, wspomnienia itd., dobrze się siedziało), postanowił przejechać przejazd kolejowy na jednym kole roweru i później miał problem ze stłuczoną nogą...ale dał radę.
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj