Kiedy dzień wcześniej schodziliśmy z Koziego Wierchu, złapał nas mały deszcz. Padał jeszcze, gdy kładliśmy się spać. Zastanawialiśmy się, czy nie jest to zwiastun pogorszenia się pogody i czy dziś nie będziemy przedzierać się przez mokrą śnieżną breję. Budzimy się w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów około siódmej. Za oknem świeci słońce. Jeszcze leżąc, sprawdzamy w intrenecie prognozę – lampa przez cały dzień. No to wstajemy. Zbieramy się dość sprawnie i po ósmej wyruszamy ze schroniska w stronę Szpiglasowej Przełęczy.
Ponieważ przed wyjazdem nie znaleźliśmy w internecie ani innych dostępnych nam źródłach informacji o przebiegu zimowego szlaku na Szpiglasową Przełęcz, a z doświadczenia wiedzieliśmy, że sugerowanie się przedeptanym w śniegu śladem nie zawsze jest dobrą opcją, postanowiliśmy iść szlakiem letnim, czy raczej mniej więcej tak, jak on prowadzi. Jego przebieg, jak się okazało, nie był widoczny, ale mieliśmy mapę TrekBuddy na telefonie i podążaliśmy po wirtualnym śladzie.
Wzdłuż Przedniego i Wielkiego Stawu idziemy niebieskim szlakiem, do odbicia letniego szlaku żółtego na Szpiglasową Przełęcz. Od tego momentu nie mamy już żadnych śladów. Odpalam aplikację z mapą, żeby złapać odpowiedni kierunek marszu i by bez przeszkód przejść między Wielkim i Czarnym Stawem oraz pokonać łączący je potok.
Podchodzimy trochę pod górę i zaczynamy trawers dość stromego zbocza. Śnieg, mimo wieczornego deszczu, jest dobrze związany i stabilny. Niepokoi nas tylko trochę duże nasłonecznie stoku, który pokonujemy wszerz. Wszak jest drugi stopień zagrożenia lawinowego. Po około 200 metrach trawersu musimy podejść kawałek prosto w górę po bardzo stromej ścianie. Na szczęście śnieg dobrze trzyma raki i czekan i po dłuższej chwili wychodzimy na grupkę skał wystających ze zbocza, na których możemy usiąść, zjeść drugie śniadanie i podziwiać Dolinę Pięciu Stawów Polskich z góry.
Najtrudniejszy moment mamy już za sobą. Teraz idziemy już po bardziej połogim zboczu aż dochodzimy do ostatniej stromizny prowadzącej na przełęcz. Mozolnie pniemy się źlebem do góry. Niestety tym razem mamy na sobie dość ciężkie plecaki. Pod samą przełęczą śnieg jest słabiej związany, miejscami zapadamy się w nim powyżej kolan. Przy takiej stromiźnie jest to dość stresujące. W końcu jednak wychodzimy na Szpiglasową Przełęcz. Tutaj zostawiamy duże plecaki i pokonując wąską, ośnieżoną grań, wchodzimy na szczyt Szpiglasowego Wierchu.
Na wierzchołku jesteśmy chwilę. Robimy zdjęcia i schodzimy z powrotem na przełęcz. Dalsza droga prowadzi w stronę Morskiego Oka, ale najpierw musimy pokonać strome zbocze, zapadając się w głębokim śniegu, który po tej stronie grani jest mokry i kopny. Musimy uważać, żeby się nie obsunąć, bo pod nami ze zbocza sterczą całe grupy skał. Lawirując powoli między nimi, dochodzimy do miejsca, gdzie teren się wypłaszcza i brniemy dalej w kopnym śniegu do Doliny za Mnichem, a następnie w stronę schroniska nad Morskim Okiem. Przed schroniskiem zatrzymujemy się na dłużej. Zamawiamy piwo i szarlotkę i korzystamy ze słońca. Po południu z tłumu turystów uciekamy do zacisznego schroniska w Roztoce, które chyba jest naszym ulubionym tatrzańskim schroniskiem. Dzień kończymy przy kolejnym piwie i kolejnej szarlotce. Ta roztocka smaczniejsza.
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj