Celem wycieczki był Ćmielów doskonale znany, nie tylko w regionie, z pięknych, porcelanowych wyrobów. Zastawy porcelanowe produkowane w tamtejszej fabryce, to popularny prezent weselny dla nowożeńców. Pierwszy fragment trasy do Ożarowa, pokonywanej w towarzystwie kolegi Sławka, nieco się dłużył. W końcu trasę znałem bardzo dobrze z wcześniejszych wojaży. Za Sandomierzem najpierw można było ścigać się z wiatrem, na stromym i długim zjeździe w kierunku Wysiadłowa, aby następnie w pocie czoła piąć się ku zabudowaniom Łukawy. Potem było już prawie płasko, a ruch samochodowy na szczęście zbytnio nie dokuczał. Po odpoczynku w Ożarowie wybraliśmy alternatywny wariant drogi wobec bardziej ruchliwej i po prostu nudnej szosy do Ostrowca Świętokrzyskiego. Ceną za spokój śródleśnego krajobrazu z wtopioną weń wiejską zabudową była konieczność skorzystania z gorszych nawierzchni. Gruntowy odcinek trafił się prawdopodobnie pomiędzy Korycizną, a Borownią. Następnie po przekroczeniu mostku na Kamiennej, czekała nas przeprawa piaszczystym traktem do szosy prowadzącej w stronę Ćmielowa. To był zdecydowanie najgorszy odcinek w trakcie całej wycieczki. W Ćmielowie ze względu na brak czasu fabrykę i muzeum porcelany obejrzeliśmy jedynie z zewnątrz. Potem wjechaliśmy w pagórkowaty bezmiar Wyżyny Sandomierskiej, będącej prawdziwym zagłębiem warzywno-sadowniczym. W Pęczynach trafił się, krótki ale tępy podjazd na trasie w kierunku do Kleczanowa (pokrytej świeżym asfaltowym dywanikiem w miejsce uprzedniego, gruntowego gościńca). Zapomniałem na czas zastosować stosowne przełożenie i poczułem jak mięśnie ud tężeją z wysiłku. Krajobraz wypłaszczył się ponownie dopiero w Samborcu, skąd żwawym tempem podążyliśmy w kierunku wiślanej przeprawy.
Skomentuj