Dziś po raz pierwszy na narty biegowe. Nie wiem dokładnie jak się ubrać . Za oknem biało , śniegu napadało jakby na zawołanie. Nie muszę nigdzie jechać autem , to co chciałem mam na wyciągniecie reki. Poczałkowo miałem jechać na ratrkaowane ścieżki i ścigać się z Czechami, co tam z Czechami , sama Justyna powinna czuć się zagrożona. No tak , ale dosyć jałowych rozważań , czas ruszyć na trasę. Wychodzę z domu.
Biegówki mogę założyć już na klatce schodowej . Pierwsze wrażenie...no niestety jest ślisko. Chwiejąc i wyginając się na boki ruszam w pole. Śnieg dość głęboki , zapada się , dobrze ,że śnieg sypie tak ,że mało widać bo pewnie dość dziwacznie wyglądam.
Po kilkunastu minutach udaje się w miarę utrzymać pion i podjąć pierwsze nieśmiałe próby skoordynowania ruchu kijów z nartami......ciągle sypie śnieg, krajobraz koło domu bajkowy. Nie zbyt skoordynowanymi ruchami poruszam się wolno w kierunku wsi
Młynowiec. Docieram do bocznej drogi. Tu jest trochę łatwiej , przejechał jakiś samochód i po tym śladzie można poruszać się znacznie szybciej. Co jakiś czas udaje mi się nawet przebiec kilkadziesiąt metrów. Dobiegam do końca wsi. Tam zaczyna się ściana lasu i dalej już Góry Bialskie. Droga nie przetarta. Tylko bezpańskie zdziwione moim widokiem początkowo groźne warczą a potem już radośnie merdają ogonami....mam nadzieję ,że się ze mnie nie śmieją.
Na dziś starczy , zostało jeszcze tylko wrócić....łatwo powiedzieć Śnieg zasypał ślad, wiatr wieje w oczy …...ruszam jednak ...no cóż Justyna , przynajmniej w tym roku nie zagrożona....jutro powinno być lepiej....cały przemoczony docieram do domu.....czyżby tak zaczęła się moja nowa pasja ?
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj