Karaibski klasyk wzbogacony co nieco o pozycje dla kajciarzy. Tym razem zrobiliśmy to na pełnym legalu. Były świeżutkie i pachnące testy PCR więc na Grenadiny wchodziliśmy w pełnej zbroi do walki z Czarną Mambą / nawiedzona kobieta na Beqia od kontroli covidovej/. nie obyło się bez małych komplikacji ale w końcu udało się ugłaskać miejscową Kobrę i popłynęliśmy na spoty kajtowe. Nasza załoga walczyła dzielnie. Nie straszne im były krzaki drące latawce na strzępy. Walczyli też dzielnie z jeżowcami, które za nic miały buty do wody i raniły dotkliwie naszych serferów. Powodzeniem też zakończyła się wyprawa wysokogórska do wioski na Mayreau. / Tu ponieśliśmy pewne straty bo zawodnik musiał zaliczyć masaż rekonwalescencyjny w wykonaniu BIG MAMY - choć po masażu był dziwnie zadowolony i nie zdradzał szczegółów terapii /. Uczta lobsterowa na Tobago była niespodzianką ze względu na pustki przy stołach /jedliśmy ja samotnie/ Było też wielkie Big Party na Union Island w bardzo małej knajpie i kupa innych atrakcji. Udało nam się też odwiedzić wyspę hotel czyli Mastique. Sprawdzili nas tam wzorowo i mogliśmy wypić drinka w słynnym Basils Bar. Załoga mimo, że z łapanki zgrała się wyśmienicie i dzięki temu udało nam się tyle osiągnąć. Pozdrawiam wszystkich
