Grań Liptowskich Murów chodziła za mną od dawna, no ale WKT to WKT, trzeba było zakończyć. Ale w końcu udało się wybrać na tę ciekawą widokowo grań. W Tatrach od jakiegoś czasu panowały kiepskie warunki. Każdego dnia burze, szczególnie w weekendy było najgorzej, ale po długim oczekiwaniu pojawiło się okno pogodowe. Musi być ale. W tygodniu poprzedzającym wypad srogie deszcze spowodowały zerwanie mostów i podmycie szlaków. I tu opcja przejścia do Morskiego Oka asfaltem była odpowiednia mimo, że nużąca. Na ceprostradzie dwa potoki o zwiększonej ilości wody, które moczą buty, ale na szczęście do przejścia. Widoki niestety nie powalają, gdyż gorące powietrze unosi parę ograniczając przejrzystość, ale pogoda dopisuje. Wychodzimy na próg Doliny za Mnichem i skręcamy w kierunku Wrót, gdzie okazuje się, że szlak jest zalany. Na szczęście bez problemów można go obejść z lewej strony. Dalej pozostaje dotarcie na przełęcz. Tam nabranie sił, założenie kasków i czas na Liptowskie Mury. Pierwsza część do Szpiglasowego Wierchu. Ścieżka całkiem dobrze widoczna, ale my nie obieramy łatwego wariantu i większość robimy granią, gdzieś trzeb ćwiczyć. Przyjemne jest iść granią, kiedy ze Szpiglasa patrzą ludzie. Tam odpoczynek i ciśniemy dalej. Teren trochę łatwiejszy z momentami spacerku, a widoki w każdą stronę świetne. W końcu jesteśmy w środku gór. Za Czarną Ławka pojawia się ostatnia trudność. Komin jedynkowy, którego nie da się ominąć, ale podejście nie sprawia problemów. Za nim już pozostaje już dojście do rozłożystego Gładkiego Wierch i do przełęczy, która kończy Liptowskie Mury. Schodzimy do Piątki, gdzie ludzi garstka, dzięki urwanemu mostowi w Dolinie Roztoki. W Schronisku także pustki co nie jest spotykane nawet w srogą zimę. No ale gdzie plusy tam i minusy. Zerwany most w Roztoce nie pozwala na normalne zejście do Palenicy. Były myśli, żeby przejść przez potok, ale spotkany na grani TOPRowiec poinformował, że nurt jest tak mocny, że nie warto. Zmusiło to nas do przejścia przez Świstówkę w stronę Morskiego Oka. No i tu pojawia się plus, bo prawdopodobnie na ten szlak bym nigdy nie wszedł gdyby nie ta sytuacja. Ale powrót asfaltem do samochodu to męka. Cóż zrobić trzeba iść. Pogoda dopisała więc turystów dużo, ale mimo wielu kilometrów power w nogach jest i w końcu docieramy do auta.
Skomentuj