category-icon

KRYM2012 - Dzień 11 i 12

245 km
43 h 51 min
954 m
Ukraina, sewastopol, Osypenko

CHARAKTERYSTYKA TRASY

2012-06-05
Ukraina, sewastopol, Osypenko
category-icon
245 km
954 m
973 m
Średni
43 h 51 min
3.9/6
Więcej można przeczytać na naszej stronie klubowej:
http://www.sat4x4.pl/podroze/43-krym-2012/58-krym-2012.html

Poniedziałek 4 czerwca 2012 oczami Dread’a
Budzę się o wschodzie słońca… jest ok. 4.30 rano gdy wymykam się z samochodu. Kilka chwil później ze swojego pojazdu cicho wysiada Igor. Delikatnie puka w szybę stojącego obok Peugeota i budzi Wiktora.
- Grisza, kawa?
- Da. – odpowiadam i czajnik po chwili wesoło gwiżdże ognisku. Siadamy do kawy i patrzymy w morze jak zaczarowani.
- A wy sjewodnia uże już ujeżdżacie? – pyta Wiktor.
- Da. – znów krótko… jakby nie chcąc sprawiać przykrości.
Pijemy kawę… morze szumi… nic nie mówimy… spotkaliśmy się przedwczoraj, dziś się rozstaniemy i być może już nigdy w życiu się nie spotkamy. Po co psuć taka chwile niepotrzebną gadką…
Wot życie…
Gdy wyjeżdżaliśmy rano nasi nowi znajomi byli wyraźnie nie w sosie. Inga ukradkiem wycierała łzy przy pożegnaniu.
Witor poprosił mnie o mapę i gmerając po niej nurkowym nożem objaśniał po rosyjsku:
- Pojedziesz przed siebie za Eupatorię, aż do wsi Okunivka. Miniesz ją i pojedziesz dalej aż do zakrętu drogi. Szosa skręca 90 stopni w prawo, a na wprost będzie droga szutrowa w step. Prosta jak strzelił. Jedź. Spodoba się Wam. Powodzenia.
Ruszamy w ciszy. Smutno jakoś.
Jak mówił tak zrobiliśmy. Połykamy kilometry do przedmiotowego zakrętu. Po drodze małe zakupy w wiejskim sklepie.
Jest step…
Wokół pusto… tak trafiamy na półwysep Tarkanchut. Mijamy kilka obozowisk na klifach wlokąc się i podziwiając widoki zapierające dech w piersiach.
Na nocleg stanęliśmy ok. 10 km przed Chornomorskiem łapiąc sypialnię z widokiem na wrak „Świętej Katarzyny” leżący na mieliźnie. Kryształowa woda w zatoce. Na kolację dostaliśmy w prezencie od nieznajomych tubylców dwa kraby wyłowione z morza. Mieli ich pełną siatę. Ale zwróciliśmy im wolność. Jednego już rano zeżarliśmy. Wpadł w ręce nurkującego o świcie we wraku Igora.
Zachód słońca znów powalał…

Wtorek 5 czerwca 2012
Krótki postój w mieścinie Chornomorskim, uzupełnienie zapasów żywnościowych (po co ja brałem te zupki z Radomia i inne dziwactwa rodem z obozu przetrwania?) oraz pamiątek i prezentów dla znajomych – później może już nie być takich miejsc.
Grześ postanowił zaczekać przy naszych samochodach. Przejeżdżająca wypasiona Toyotka nagle zatrzymuje się obok naszych zaparkowanych samochodów z piskiem opon a z Toyki wysiadają miejscowi kolesie… ojj będzie się działo ??
Panowie wymieniają parę zdań z Dreadem, oglądają nasze Land Rovery (prawdę mówiąc podczas całej naszej wyprawy spotkaliśmy na drodze tylko jedną „dyskotekę” i dwa deffki). Pozdrawiają Grzesia serdecznie i … również z piskiem opon odjeżdżają, unosząc za sobą tumany kurzu.
My również ruszamy dalej, trzymamy się dalej klifu i jedziemy stepem – byle przed siebie.
Ogrom ptactwa jakie mijamy oszałamia nas… jakieś błękitne ptaki, prawie jak papuga, czarne kaczki, mewy i wiele innych nieznanych nam ptaków lata nad i wokół nas. Spacerując po ziemi praktycznie wszystko wokoło unosi się … to koniki polne… małe, średnie i takie ogromne, wszystkie różnych kolorów.
Po drodze jeszcze napotykamy jeża… strasznie duży – prawie jak arbuz. Grześ kładzie się obok niego i chce mu zrobić ładne „portretowe” zdjęcie makro. Jeż groźnie i stanowczo ofuczał Dreada, po czym poddał się i grzecznie pozwolił się fotografować.
Popołudniu udaje nam się znaleźć przyjemne miejsce biwakowe pomiędzy klifami – więc możemy się nacieszyć widokami, jak i kąpielą w morzu
Późnym wieczorem ktoś do nas podjeżdża starą Ładą. Z samochodu wysiada ekipa młodych chłopaków… hmmm czegóż oni od nas mogą chcieć w tym miejscu i o tej porze ?
Panowie grzecznie nas pytają czy nie będą nam przeszkadzać jak tu zaparkują i pójdą ponurkować w morzu – oczywiście nam to nie przeszkadza a wręcz przeciwnie. Widok nurkujących pod wodą ludzi z latarkami czołowymi robi na nas niesamowite wrażenie.
W końcu idziemy spać, nawet nie wiemy kiedy się pozbierali o odjechali, ale musieli to zrobić bardzo cicho.

Komentarze