Gdyby dziś rano ktoś mi powiedział, że że nie 15 ale prawie 25 km. Gdyby ktoś mi dziś rano powiedział, że to nie będzie lajcik tylko prawdziwe Back Country… gdyby… ale jakoś nikt nie powiedział i pewnie dobrze, bo znowu wyruszyłem. Być może, aby zakończyć sezon biegowy.
Dojechałem autem do Stribriinic. Auto zostawiłem jak zwykle przed znakiem z nakazem wjazdu. Mimo wiatru dzień zapowiadał się pięknie. Biegówki na plecy i zasuwam do Chaty Navrsi. Ręce mi zmarzły, ale za chwilę, za chatą zakładam narty. Zaraz będzie gorąco. I faktycznie jest. Słonce z lekka przygrzewa. Śladu narciarskiego zupełny brak. Za to ostro pod górę i jakoś tak ciężko, dziś rekordów nie będzie. Z trudem docieram do Stribrinickiego Sedla. Teraz w lewo. Na Śnieżnik było w prawo. Jest jakiś ślad w kierunku Susiny. Może jakoś to będzie. Trasa pnie się ostro w górę. Widoki takie, że nie ma czasu na myślenie o zmęczeniu.
Świeży śnieg przesypuje się z lewej strony na prawą a ja pod gorę „człapie” w kierunku Susiny. Po drodze cudne widoki na Śnieżnik, tylko trzeba odwrócić się i zobaczyć. Czasem ktoś przemknie na skiturach, na biegówkach i w rakietach. Nie będzie więc źle, mimo że czas biegnie nieubłaganie.
W końcu dochodzę do Susiny. Wieje wiatr, świeci piękne słoneczko. Tutaj zatrzymuję się na posiłek. Jest pięknie. Od strony Dolni Morawa dociera na biegówkach trzech starszych Czechów, Witamy się, wymieniamy uwagi o trasie. Wiem już, że wytyczoną trasą nie dam rady, bo po prostu w zimie tą trasą nikt nie chodzi. Ruszam więc w kierunku Podbelki. Po drodze spotykam dwie młode Czeszki, same w takiej okolicy. Ale w końcu jest tu bezpiecznie. Zaraz znajduję ropika / mały schron wojskowy z czasów II wojny światowej.
Na szlakowskazie na Podbelce znajduję metalową skrzyneczkę. Wewnątrz jest zostawiony zeszyt pamiątkowy i długopis, wpisuję się, przecież tu byłem. Zeszyt trafi do archiwum. Fajna rzecz i nikt tego nie niszczy, bo zapisów wynika, że funkcjonuje od lata ubiegłego roku.
Teraz w kierunku Pod Babusi. Tu się nie da jechać, więc z biegówkami na plecach biegnę. Osiągam drewnianą chatę. Grupa Czechów na biegówkach rozpala ognisko. Ja pędzę dalej. Docieram do nartostrady w kierunku Dolni Morava. Już się cieszę, że teraz pójdzie gładko. Mam już dosyć tych nie przetartych szlaków. Ale szlakowskaz nieubłaganie spycha mnie właśnie na taką nie przetartą ścieżkę.
Więc zjeżdżam. Pod warstwą świeżego śniegu nie widać, jak nierówny to teren. Wyginając się na wszystkie strony, momentami bojąc się, aby nie wpaść w przepaść docieram do Prudkiego Potoku. Tu już byłem. Zaraz będzie nartostrada. Faktycznie w oślepiającym słońcu widzę nartostradę i coś co przypomina uzbrojonych żołnierzy z bronią maszynową. Czuję się trochę nie swojo. Nic rano nie mówili w TV…. Podjeżdżam bliżej… może to zmęczenie… ale nie - 4 osoby ubrane jak regularne wojsko. Za ich zgodą robię im zdjęcie. Humor mi się poprawia. W końcu przecież nie oszalałem…..
Teraz już szybko w stronę Navrsi. Nie było tak szybko. W międzyczasie nasmarowałem biegówki. Czasem fikam tak piękne fikołki, że mógłbym brać udział w jakimś konkursie.
W końcu wsiadam do auta… Jak to dobrze, że rano mi nikt nie powiedział...
Pobierz trasę w aplikacji
Wpisz kod w wyszukiwarce
Skomentuj