W tygodniu poprzedzającym sobotnią wycieczkę, nad polskie góry dotarły chmury, które przyniosły obfite opady śniegu. W Tatrach TOPR ogłosił lawinową „trójkę”, dlatego nie ryzykując postanowiliśmy wybrać się w Beskidy. Wybór padł na drugi najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego – Pilsko. Według mapy wycieczka miała zająć 5,5 godziny, nic bardziej mylnego, ale po kolei …
Samochód zostawiliśmy w Korbielowie na parkingu przy zajeździe Smrek, gdzie krzyżują się trzy szlaki: zielony, niebieski i żółty. Wchodzimy na ten ostatni, który doprowadzi nas, aż do Hali Miziowej. Początkowo prowadzi on po utwardzonej drodze, by po ponad kilometrze skręcić w las. Tam o dziwo szlak był przetarty, zatem optymistycznie szliśmy dalej. Po kilkunastu metrach przekroczyliśmy wąskim mostkiem potok Buczynka, a za nim trasa prowadziła już tylko pod górę. Podziwiając lasy i okolicę po jakimś czasie dogoniliśmy dużą grupę. Po wyprzedzeniu okazało się, że to właśnie oni przecierali ścieżkę i dalsze torowanie przypadło na mnie. Śnieg miejscami po kolana, ale w końcu udało się dotrzeć do Czarnego Gronia, gdzie żółty szlak łączy się z zielonym. Tam śnieg był już udeptany aż do samego schroniska. Po 30 minutach marszu docieramy do ciepłego schronienia, gdzie posilamy się przed atakiem szczytowym.
Po uzupełnieniu energii i ogrzaniu się ruszyliśmy czarnym szlakiem najpierw na Górę Pięciu Kopców. Brak słońca i kopny śnieg nie zniechęcał do wędrówki. Trochę zboczyliśmy ze szlaku i trzeba było się przedzierać przez coraz głębszy śnieg, ale mimo trudności w końcu dotarliśmy na granicę Państwa. Po odszukaniu drogowskazu ruszyliśmy w stronę głównego celu. Niestety Pilsko piechurów nie skusiło, jedynie ślad narciarzy pomógł w poprawnym kroczeniu. Śnieg miejscami nie wytrzymywał mego ciężaru. Zapadanie się po pas i wygrzebywanie się na powierzchnię skutecznie przedłużało dotarcie na szczyt. Z 15minut na drogowskazie zrobiło się 40 w rzeczywistości, ale dzięki determinacji stanęliśmy na szczycie. Silny wiatr i mróz zmusił do szybkiego opuszczenia miejsca, mimo tego udało się zrobić kilka zdjęć charakterystycznych obiektów.
Powrót po własnych śladach był dużo prostszy, jednak nie obyło się bez zapadnięć. Ni stąd ni z owąd zaczęło się przejaśniać, pierwsze promienie już zachodzącego słońca pozwoliły na uchwycenie ciekawszych ujęć. Po zejściu na Halę Miziową niebo robiło się coraz ciekawsze. Stamtąd postanowiliśmy wrócić do auta innymi szlakami. Najpierw udaliśmy się zielonym szlakiem na Uszczawne, następnie czarnym na Przełęcz Przysłopy, a dalej niebieskim do Korbielowa. Dzięki czołówkom, mapie i wydeptanym szlakom powrót nie przysporzył większych problemów. Jedynie w dwóch miejscach ścieżki rozwidlały się bez żadnych oznaczeń, ale intuicja pozwoliła na bezbłędne dotarcie do mety.
Wycieczka miała być krótka, jednak obfite opady śniegu i nieprzetarte szlaki spowalniały nasze ruchy. Mimo przeciwności mieliśmy dużo radości z przedzierania się przez śnieg jak i nagłym zapadaniu się po pas. Masyw Pilska mogę polecić każdemu w warunkach zimowych. Mniej doświadczeni lub niechcący męczyć się ze śniegiem powinni wychodzić dużo później, zanim szlaki nie zostaną przetarte.
Skomentuj