Piękna pogoda, wolna niedziela, nic tylko zabrać się i pójśc połazić po górach. Wybraliśmy najbliższą miejscowość, skąd możemy rozpocząc wędrówkę, a za cel wybraliśmy Klimczok. Byliśmy juz na Klimcozku dwa razy, a ale nie od strony Brennej. Dojechaliśmy samochodem, najdalej jak można było, początkowo wolno, dla rozprostowania nóg syna, przespacerował się, potem do nosidełka i górę. Pomimo wysokiej temperatury szło się dobrze. Powoli do przodu. Żółtym szlakiem, początkowo leciutko, potem ciężko, następnie zamiana na czerwony, który dał nam trochę w kość. Ale nie trwał długo, może 30minut wspinaczki, a potem trochę płaskiego. Od siodła pod Klimczokiem, syn zdobywał schornisko sam. trwało to chwilę, ale niech ma satysfackę, że od małego sam zdobywał szczyty. Za droge powrotną obraliśmy zielony slak, trochę nas zawiódł pod sam koniec, gdzie nie mogliśmy skrócić sobie drogie, aby dostać się do szlaku zółtego. trzeba było zejść trochę w dół, a potem ponownie się wspinać. Generalnie wycieczka bardzo udana, poza korkiem przedŻorami, który musielismy objechać bocznymi drogami.
Skomentuj